środa, 27 listopada 2013

43. Boy or Girl?

MUZYKA
Boy Or Girl




                Kolejne dni bez Piotrka wyglądały tak samo. Chodziłam na uczelnię, wpadałam na treningi do chłopaków, czasem odwiedzałam dziewczyny, a brzuszek rósł.

- To co, pani Magdo. Poznajemy dzisiaj płeć dziecka? – zapytała pani ginekolog na jednej z wizyt.
- Nie. Jeszcze nie. Chcę z tym poczekać na powrót męża. Chcę tylko wiedzieć, czy wszystko jest w porządku – uśmiechnęłam się.

                Po wyjściu z gabinetu pojechałam na małe zakupy. Powoli nie mieszczę się w swoje ciuchy, a będzie tak jeszcze przynajmniej do sierpnia. Kiedy wychodziłam z galerii usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Gdy tylko spojrzałam na wyświetlacz bez namysłu odebrałam.

- Witam moją księżniczkę.
- A ja mojego księcia. Już po treningu?
- Tak. Właśnie pakuję rzeczy do samochodu, jadę jeszcze na zakupy, bo lodówka świeci pustkami i do domciu.
- Mam nadzieję, że nie głodujesz.
- Nie! Bartek wczoraj wpadł z Martą i kilku chłopaków i mi opróżnili lodówkę.
- Zostawić Cię samego – zaśmiałam się.

                Kiedy wsiadłam do samochodu włączyłam tryb głośnomówiący i pojechałam do domu. Rozmawialiśmy jeszcze blisko dwie godziny, po czym zaczęłam gotować obiad. Sebastian właśnie wrócił ze szkoły, Krzysiek co chwilę kręci się w kuchni i mi przeszkadza, a niebawem wróci też Iwona z Dominiką.

- Te! Mała.. Ty dzisiaj u lekarza byłaś, nie?
- No byłam, byłam. A czemu?
- No chłopiec, czy dziewczynka?
- Nie wiem. Chcę poczekać z tym na Piotrka.
- Ale on przyjedzie dopiero na początku maja, a mamy marzec.
- Mi jakoś to nie przeszkadza. Przyznaj się, że chciałbyś już wiedzieć.
- Oczywiście! Wujek Krzysiek musi się dowiedzieć od razu.

                Kiedy Iwona wraz z Dominiką pojawiły się w przedpokoju, lasagne była już gotowa.

- Mała, jedziesz dzisiaj ze mną na Podpromie? Dawno u nas nie byłaś.
- Bardzo. Tydzień temu. Ale w sumie mogę wpaść. A tak w ogóle przestań mówić do mnie Mała..
- Czemu? To takie fajne..
- Ale mnie to denerwuje, bo mała to może być wiesz co… Ja ewentualnie jestem niska, to po pierwsze. A po drugie, wcale niska nie jestem. Aaaa! Jeszcze po trzecie jest. Jestem w ciąży i nie mogę się denerwować.

                Dzięki moim argumentom Krzyśka miałam z głowy. Nawet udało mi się wymigać od Podpromia. Wieczorem, po kolacji postanowiłam napisać pracę na ćwiczenia. Miałam trochę zaległości, więc musiałam się spiąć.

- Puk, puk. Mogę Ci poprzeszkadzać? Dziękuję – Krzysiek wparował do mojego pokoju.
- A już myślałam, że się Ciebie pozbyłam.
- Nie ma tak łatwo Nowakowska.
- Nowakowska?
- O Boże.. Głupiego papierka się czepiasz. W każdym razie, do której masz jutro zajęcia?
- o 13 kończę. A czemu?
- To pójdziesz ze mną nadwieczorny trening. Musisz mi pomóc.
- Ja? W czym?
- Dowiesz się jutro – powiedział tajemniczo i wyszedł z pokoju.

                Pokręciłam z lekkim niedowierzaniem głową, po czym wróciłam do pisania pracy.
                Rano obudziłam się na łóżku. Tak jak zasnęłam, czyli w dżinsach, koszulce i bluzie Piotrka. Wywnioskowałam, że nie wytrzymałam podczas pisania pracy i wymiękłam. Spojrzałam na zegarek i w ekspresowym tempie zaczęłam przygotowywać się do wyjścia na uczelnię.

- Ty jeszcze nie pojechałeś na trening?
- A Ty jeszcze nie pojechałaś na uczelnię?
- Zaspałam. Dobra Krzysiu. Ja wychodzę.
- Zjedz coś.
- Zjem na mieście.
- NIE. Zjesz tu i teraz – powiedział stanowczo.
- Krzysiek…
- Nie ma Krzysiek. Proszę. Tu masz kanapeczki, gorącą herbatkę. I dopóki nie zjesz, nie masz prawa wyjść z domu.  Jak Ci się coś stanie, bo nie zjadłaś w domu śniadania, to nie daruję sobie.
- A możesz już sobie iść? Nie lubię, kiedy ktoś nade mną stoi. Poza tym spóźnisz się na trening.
- Andrzej wie, że mogę się spóźnić.

                Po piętnastu minutach byłam już gotowa do wyjścia. Pożegnałam się z Krzyśkiem i ruszyliśmy w swoje strony.
                Na uczelni nudziłam się niesamowicie. Wypadły mi jedne zajęcia, więc wróciłam wcześniej do domu. Przed domem spotkałam Iwonę, która jak się okazało skończyła wcześniej pracę.

- Tak szybko?
- Nie miałam jednych zajęć. Wiesz.. Studenckie 15 minut.
- Jak się czujesz?
- To zależy. Jako przyszła matka, czy jak wytrzymuję bez Piotrka.
- Jedno i drugie.
- Chciałabym, żeby już wrócił. Po prostu wiem, że sama sobie nie poradzę.
- Dasz radę.
- Mhm.. Jasne. Co robimy na obiad?
- Nie wiem, może krem z brokułów, a do tego ryba w sosie koperkowym?
- Ok.! Jestem za.

                Chwilę po nas do domu wrócił Krzysiek, który wracając z treningu, odebrał Dominikę z przedszkola.

- Jezuu! Jakie zapachy! Tak, to ja mogę wracać do domu codziennie. Madzia powiedz, że zostajesz z nami na zawsze!

                Nie odezwałam się do niego. Udałam obrażoną, po czym włączyłam komputer. Miałam szczęście, bo Piotrek był akurat dostępny na Skype’ie. Bez namysłu zadzwoniłam do niego.

- Cześć słońce!
- Hej – odpowiedziałam. – Co u Ciebie?
- Nic nowego. Pół godziny temu wróciłem z treningu. Za dwie godziny idę na trening. Rutyna. A Ty jak sobie radzisz? Krzysiek i Iwona dbają o Ciebie?
- Aż za bardzo… - popatrzyłam złowrogo na Krzyśka.
- Piotrek. Żebyś Ty widział, jakie cyrki ta Twoja narzeczona rano odstawiała – Igła usiadł koło mnie.
- Znaczy?
- To znaczy, zaspała na zajęcia, ale to jest pikuś w porównaniu z tym, co zrobiła później. Ja ładnie czekam na nią ze śniadankiem, a ta wredota oznajmia mi, że zje na mieście, bo nie ma czasu! Wyobrażasz to sobie? Teraz udaje, że jest na mnie obrażona, a wcale tak nie jest.
- Pogadałeś już sobie? Możesz iść – zepchnęłam go z kanapy.
- Magda…
- Co?
- Obiecałaś mi, że będziesz o siebie dbać. I doskonale wiesz, że ja jestem w stanie przylecieć do Rzeszowa. Jeszcze jeden taki numer…
- To co?
- To mnie popamiętasz – uśmiechnął się. – Nie złość się na Krzyśka. Wiesz, że stara się jak może. To, że mu nie wychodzi, to inna sprawa..
- SŁYSZAŁEM! – odezwał się z kuchni Ignaczak.
- Miałeś słyszeć. Jak badania?
- Wszystko w porządku.
- Czyli Zuzia!
- Nie! Znaczy, jeszcze nie wiem. Chcę poczekać na Ciebie.
- Mój uparciuchu. Kocham Cię, wiesz?
- Wiem. Ja Ciebie też kocham. Tęsknię za Tobą.
- Jeszcze miesiąc i się zobaczymy.
- Półtora miesiąca kotku, półtora. Wy macie tam wygrać ligę.

                Po blisko godzinie niechętnie zakończyliśmy połączenie. Zamknęłam komputer, po czym poszłam się położyć. Wchodząc po schodach, zrobiło mi się trochę słabo.

- Magda? Wszystko ok.?

***

- Cholera… Iwona! Dzwoń po pogotowie! – Ignaczak krzyknął do swojej żony.
               
                Pół godziny później siedzieli w szpitalnym korytarzu, czekając na to, co powie lekarz. Na szczęście nie musieli długo czekać na specjalistę.

- Dzień dobry, może pan powiedzieć nam, co się dzieje z Magdą?
- Przepraszam, państwo z rodziny?
- Jestem siostrą.
- Więc tak. Pani Magdalena jest przemęczona. Po wstępnych badaniach ma bardzo mało witamin w organizmie, w skutek czego organizm po prostu nie wytrzymał. Pani siostra musi na siebie bardzo uważać. Szczególnie teraz, kiedy jest  w ciąży.
- A czy z dzieckiem wszystko w porządku?
- Tak. Dziecku nic nie zagraża.
- Już dopilnujemy żeby brała witaminki. Możemy do niej wejść?
- Oczywiście.

___________________________________________________________________
OK! Jestem po trzytygodniowej przerwie! :D 
Na wstępie chciałabym Baaaaaaardzo mocno pozdrowić osobę, która pochłonęła... Tak to właściwe słowo. A więc, która pochłonęła całe opowiadanie w przeciągu trzech dni! (I dzisiaj na zajęciach opieprzyła mnie, że jeszcze nie ma rozdziału, a do tego prawie kłóciła się ze mną w Mc'u, jak było w opowiadaniu :P) Agnieszko! Ten rozdział jest dla Ciebie :D
To chyba wszytsko, co chciałam dzisiaj przekazać. 

Pozdrawiam, no_princess ;*

PS. Ziomek już bez gipsu! :D (Wracaj do zdrowia kuzynie!) 
PS.2 Ja wiem, że miałam dodawać częściej rozdziały, jednak w ostatnim czasie miałam urwanie głowy na uczelni.. Musicie wybaczyć :))

piątek, 8 listopada 2013

42. Girls?


                Sylwestra spędzonego w gronie znajomych Piotrka z Maceraty będę długo pamiętać. Właściwie
pierwszy raz miałam okazję widzieć wszystkie partnerki siatkarzy w jednym miejscu. Bardzo miło mi się z nimi rozmawiało, co Piotrek chyba zauważył, bo nie próbował mnie od nich odciągać.

- Magda! Nie pijesz? – zapytała Vittoria.
- Nie.
- No weź.. Przecież to sylwester!
- Nie piję alkoholu. W ogóle – uśmiechnęłam się.

                W sumie wiele nie skłamałam. Bo nie licząc kilku lampek wina wypitego z Piotrkiem, to nie piję.

- Szczęśliwego nowego roku skarbie – powiedzieliśmy równocześnie, kiedy wybiła godzina zero.

                Zatopiliśmy się w subtelnym pocałunku. W mieszkaniu byliśmy koło czwartej. Impreza trwała dalej, ale poczułam się gorzej, przez co Pit zdecydował, że wracamy.

- Kocham Was, dziewczyny.
- Dziewczyny? – zapytałam zdziwiona, kiedy leżeliśmy już w łóżku.
- No przecież to oczywiste, że będziemy mieć córeczkę. Prawda Zuziu? – mówiąc to położył rękę na moim brzuchu.
- Niech będzie Zuzia – uśmiechnęłam się, po czym zasnęłam w jego ramionach.

Miesiąc później

- Piotrek, proszę. Jedź już.
- Nie. Zostanę, dopóki nie wylecisz.
- Kurwa, jak ja nie lubię pożegnań.
- To tylko cztery miesiące. Wkrótce się zobaczymy.

                Kiedy usłyszałam komunikat, że muszę wsiadać już do samolotu, rozpłakałam się jeszcze bardziej. W samolocie miałam miejsce przy samym oknie. Gdy wyjrzałam przez nie, zobaczyłam Piotrka na tarasie, a za nim Bartka i Martę. Po chwili poczułam wibracje swojego telefonu.

- Piotrek..
- Co Piotrek? Chciałem jeszcze Ci tylko powiedzieć, że jak wylądujesz, daj mi znać, to zadzwonię to raz, a dwa, kocham Cię.
- Ja Ciebie też kocham. Będę tęsknić.
- My też będziemy tęsknić, JA będę tęsknić.
- Muszę kończyć, bo każą mi telefon wyłączyć. Kocham Cię.
- Ja was też kocham.

                Otarłam spływające po moich policzkach łzy, po czym wysłałam sms-a do Krzyśka, że już wylatuję. Wyłączyłam telefon i schowałam go do kieszeni.
                Cały lot przespałam. Na chwilę przed lądowaniem obudziła mnie stewardessa.

- Już za chwilę będziemy lądować – zwróciła się do mnie po angielsku.
- Dobrze, dziękuję.

                Kiedy tylko zobaczyłam Igłę, od razu rzuciłam mu się na szyję.

- Wreszcie jesteś. Chodź, jedziemy do domu.
- Ok.

                Gdy siedzieliśmy już z samochodzie Krzysiek opowiedział mi, co działo się w Rzeszowie, kiedy mnie nie było.

- Ach… I jeszcze jedno mała. Zabraniamy Ci szukać jakiegokolwiek mieszkania, bo słyszałem od Pita, że masz taki plan. Nasz dom jest Twoim domem i będziesz u nas mieszkać tak długo, jak tylko będziesz chciała. A jak nie będziesz chciała, to się obrazimy wszyscy na Ciebie.
- Ale..
- Ale nie ma żadnego „ale”. To już postanowione.

                Do domu Ignaczaków dojechaliśmy pół godziny później. Na podwórku Seba i Dominika lepili bałwana. Kiedy tylko zobaczyli, że wjeżdżamy na podwórko od razu rzucili się w naszą stronę. Przywitałam się z nimi, po czym całą czwórką udaliśmy się do domu.

- Jesteśmy! – krzyknął Krzysiek.
- To dobrze, właśnie ugotowałam makaron. Siadajcie, rozbierajcie się, już podaję rosół. Cześć Magda – przytuliła mnie na powitanie.
- Cześć. Pomogę Ci.

                Przy obiedzie rozmawialiśmy o wszystkim. Opowiedziałam, co się działo u mnie i u Piotrka. Pominęłam oczywiście ślub i ciążę. Jednak wiem, że o tym drugim będę musiała im powiedzieć. Skoro mam u nich mieszkać aż do kwietnia…
                Wieczorem, kiedy Sebastian i Dominika poszli już spać, usiedliśmy we trójkę przy herbacie.

- Krzysiu, Iwona z racji tego, że mam u Was mieszkać aż do powrotu Piotrka, musicie o czymś wiedzieć. Jestem w ciąży. Drugi miesiąc.

                Tak jak się spodziewałam, Ignaczakowie przyjęli tą wiadomość bardzo entuzjastycznie. Zaoferowali swoją pomoc. Obiecali, że tak się mną zaopiekują, że Piter będzie z nich dumny.
Po dwóch godzinach rozmowy postanowiliśmy iść spać. Szybki prysznic i byłam gotowa do spania. Kiedy leżałam już w łóżku, zajrzał jeszcze do mnie Krzysiek.

- Magda…
- Tak?
- Fajnie, że wróciłaś.
- Też się cieszę. Smutno mi bez Piotrka, ale mam Was.
- Będzie dobrze. Pit już dzwonił?
- Dzwonił po obiedzie. Dlatego miałam takie oczy czerwone – uśmiechnęłam się.
- Dobra… Idę spać, bo widzę, że ty też jesteś zmęczona. Dobrej nocy.
- Wzajemnie.

                Obudziłam się dość wcześnie. Umyłam się, ubrałam i zeszłam na śniadanie. Iwona i dzieciaki już nie spały, za to Krzysiek nie miał zamiaru jeszcze wstawać. 15 minut później Iwona jakoś namówiła go do wyjścia z łóżka i mogliśmy zjeść śniadanie.
                Po śniadaniu wzięłam witaminy, które przepisała mi pani ginekolog we Włoszech, po czym postanowiłam odwiedzić Gośkę i Huberta.
               
- Magda! – od progu powitała mnie Gosia. – Kiedy wróciłaś?
- Wczoraj koło południa. Miałam wpaść wczoraj, ale po obiedzie dzwonił Piotrek i trochę nam czas zleciał.
- Nie tłumacz mi się dziewczyno. Tak się cieszę, że wróciłaś. Wreszcie będę miała z kim gadać na zajęciach.
- No, no.. Nie zapędzaj się. Mam do odrobienia cały semestr. W poniedziałek musze iść do dziekanatu zapytać co i jak.
- Mogę iść z Tobą. Jeśli chcesz, oczywiście.
- Jasne. A gdzie zgubiłaś Huberta i Kacpra?
- Poszli do sklepu. Lodówka świeci pustkami, a im zachciało się budyniu.
- Wiadomo w kogo się wdali. Łukasz jest dokładnie taki sam. Jak trzy krople wody.
- Dopiero teraz mi to mówisz?! Przygotowałabym się jakoś – zaśmiała się Gośka.

                Po pół godziny wrócili chłopaki. Kiedy tylko mnie zobaczyli wyściskali mnie, jakbyśmy nie widzieli się przynajmniej rok. Kilka godzin upłynęło nam pod znakiem rozmowy co u mnie, co u nich. Koło 16 wróciłam do domu Ignaczaków. Igła grał z dzieciakami w Kinecta, a Iwona robiła jakieś ciasto.

- Mogę mieć do Ciebie prośbę? – zapytałam.
- Jasne.
- Czy mogłabyś mi dać namiary na jakiegoś dobrego ginekologa? Wiesz, podróże do Włoch mogłyby być trochę kłopotliwe, bo na zajęcia niestety musze chodzić.
- Pewnie. Jak skończę, to poszukam.
- Dzięki.

                Kiedy leżałam wieczorem w łóżku i przeglądałam Facebooka, Twittera i inne różne strony, przyszła do mnie Iwona.

- Dzieci wreszcie poszły spać…
- Krzysiek też? – zapytałam zdziwiona.
- Nie.. No co ty.
- No bo powiedziałaś dzieci, więc uznałam, że Krzyś też już spać poszedł.
- Nie. Mecz jakiś ogląda. Ale mniejsza o to. Bo my wszyscy z ciekawości umieramy. Kiedy ślub planujecie?
- Następni. Ślub będzie, jak będziemy mieć więcej czasu na zorganizowanie tego wszystkiego. Niech najpierw urodzi się dziecko, niech Pit wróci do Plusligii. Ciężko jest planować coś we dwoje, jeśli jest się osobno.
- No wiem, dlatego dzidziusia zaplanowaliście, kiedy byłaś we Włoszech.
- Nie.. Dzidziuś nie był planowany. Ogólnie w najbliższej przyszłości nie planowałam mieć dziecka. Wiem, że Piotrek bardzo tego chciał, ale ja nie byłam jeszcze gotowa. Nadal nie jestem, ale pogodziłam się z tym. Jest mi ciężko, bo boję się, że sobie nie poradzę.
- Magda, przecież masz nas. Zawsze Ci pomożemy, bez względu na to, co się będzie działo. W końcu od czego są przyjaciele.
- Dziękuję. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. 

________________________________________________________________
Dziś, z okazji moich urodzin wstawiam kolejny rozdział :) Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Dziś ciut krótszy, ale musicie to jakoś przetrwać :D Dziś bez piosenki, bo nie mam pomysłu :D

Pozdrawiam, no_princess ;*

PS. Po ilości Waszych komentarzy widzę, że niekoniecznie chcecie, by rozdziały pojawiały się często :)