Koniec kwietnia zbliżał się nieubłagalnie, a wraz z
nim przyjazd Piotrka. Już nie mogłam doczekać się, by go zobaczyć. Rozmowy
przez Skype’a to nie to samo. Tak bardzo chciałabym go przytulić…
- Eee! Bartmanowa! Obiad – Krzysiek wpadł do pokoju.
- Idę Ignaczak.
- Gdzie po nazwisku! Ty mała gówniaro – uśmiechnął się.
- Przepraszam… Dziadku.
- Ej! To już nie jest śmieszne. Mam prawie 37 lat i jeszcze nie jestem
stary.
- Jeszcze nie jesteś? To powiedz to Łukaszowi, który się załamał faktem,
że w tym roku będzie mieć 36 – zaśmiałam się schodząc po schodach.
- Nie pierdol…
- Serio. Rozmawiałam z nim godzinę temu. Powiedział, że teraz żadna już
go nie zechce, że już nie wyrwie…
- O kur… czaczek – poprawił się, gdy doszliśmy do jadalni, w której
siedziały już dzieciaki.
- Tylko Krzysiek.. Ty nic nie wiesz.
- Oczywiście.
Po wspólnym
obiedzie usiadam przed telewizorem, by obejrzeć finałowy mecz o Mistrzostwo
Włoch. Macerata walczy o ten tytuł z Trentino. Jestem bardzo ciekawa tego
pojedynku. Jeszcze zanim zaczął się mecz napisałam SMS do Huberta.
„To co? Za kim trzymamy kciuki?”
„Nic z tego Mała.. Trentino jest
najlepsze!”
„Zdrajca!”
„Wcale nie! Po prostu wiesz…
Serducho :)”
„ Taaa.. Jasne. Mam nadzieję, że
chociaż Gośka trzyma kciuki za Piotrka.”
„Właśnie śpi. Chłopaki dają jej
nieźle popalić. Co to będzie, jak już urodzi….”
„Przywykniesz. Ona też. A teraz
kończę, bo mój mąż właśnie wchodzi na parkiet. Paaa :P :D”
- Co Ty tak romansujesz?
- Ojj. Musiałam się upewnić, komu tym razem będzie kibicować Hubert.
Niestety Trentino – wykrzywiłam usta w podkówkę, po czym zaczęłam oglądać mecz.
Mecz był bardzo
zacięty. Po czterech setach przyszedł czas na tie-breaka. Zaczął się dobrze dla
drużyny z Trento, jednak chłopaki z Maceraty szybko odrobili pięciopunktową
stratę i na zmianie boisk było 8 do 7 dla Maceraty. Jednak później nie było tak
łatwo. Punkt gonił punkt i do ostatniej chwili nie było wiadomo, która z drużyn
wygra.
- Kurde! Piter kończ już to.. Narzeczona Ci zaraz na zawał zejdzie! –
krzyczał do telewizora Krzysiek.
- No chyba Ty – odpowiedziałam. – Ja jestem spokojna. Nie mogę się
denerwować. Jeeeeeeest! Wygraliśmy!
- No wreszcie. To co? Za kilka dni się widzicie.
- Jak jeszcze będzie mnie chciał. Taką grubą wielorybich.
- Z której strony?
- Z każdej. A teraz ciiiiicho. Zaraz będzie dekoracja i wywiady.
Kolejne pół
godziny przesiedziałam przed telewizorem. Wieczorem, kiedy miałam iść już spać,
zadzwonił Piotrek. Przegadałam z nim jakieś półtorej godziny. Dowiedziałam się,
że wraca za trzy dni, bo nie chce jechać przez pół Polski z Warszawy do
Rzeszowa od razu po wylądowaniu. Przed snem poszłam jeszcze do łazienki. Kiedy,
cała w skowronkach, mijałam Krzyśka idącego do swojej sypialni popatrzył na
mnie, jakbym wyszła zimą na dwór w samym stroju kąpielowym.
- Ty się dobrze czujesz dziecko?
- Jak najbardziej. Piotrek za trzy dni przyjedzie.
- Ach. Wszystko jasne. W takim razie dobrej nocy i nie roznieś łazienki
ze szczęścia.
- Zabawne.. Naprawdę, no…
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Długo nie mogłam
zasnąć. Cieszyłam się jak dziecko na samą myśl, że Piotrek wraca. W końcu, po
dobrych dwóch godzinach odpłynęłam.
Obudziłam się przed
10.00. Zaleta posiadania wolnych czwartków zdecydowanie poprawiła mi humor.
Chociaż nie wiem, czy mogę mieć jeszcze lepszy, jak po wczorajszej rozmowie z
Pitem. Ubrałam się, umyłam i poszłam zjeść jakieś śniadanie. Iwona też miała
dzisiaj wolne, więc po śniadanku postanowiłyśmy wybrać się na zakupy. Musimy
coś wymyślić na urodziny Zbyszka i Krzyśka. W końcu zostało tylko kilka dni.
- Co roku. Dosłownie co roku mam problem co kupić Krzyśkowi – zaczęła
Iwona, kiedy wyszłyśmy z kolejnego sklepu.
- Nie przejmuj się. Ja z Zibim mam to samo. A z Piotrkiem, to już w
ogóle. Nie dość, że ma urodziny, to jeszcze tydzień później są święta.
- Wygrałaś – uśmiechnęła się do mnie. – Idziemy na jakąś kawę i
ciastko?
- A wiesz, że bardzo chętnie?
Kolejne dni dłużyły
mi się okropnie. Może przez to, że tak bardzo czekałam na powrót Piotrka…
Ostatniego dnia wyczekiwania na Piotrka byłam
w wyśmienitym humorze. Nic nie było w stanie popsuć mi humoru. Nie miałam
dzisiaj zajęć, więc postanowiłam posprzątać trochę w domu i zrobić obiad. Kiedy
odcedzałam makaron usłyszałam dzwonek do drzwi. Owszem, Ignaczakowie mają
kuchenne okno z widokiem na ulicę, ale niestety płot jest tak wysoki, że nic
nie widać.
- Już idę! – krzyknęłam, kiedy ktoś się bardzo niecierpliwił i co chwilę
wciskał guzik.
Kiedy otworzyłam
drzwi od razu rzuciłam się Piotrkowi w ramiona.
- Cześć Kochanie – powiedział, kiedy się od siebie oderwaliśmy.
- Cześć – odpowiedziałam, po czym znów go przytuliłam.
- Widzę, że nie mam szans na wejście do środka?
Odsunęłam się na
chwilę, żeby zamknąć drzwi. Piotrek położył swoje rzeczy w przedpokoju i
poszliśmy do salonu. Rozmawialiśmy dopóki nie wróciła rodzinka Ignaczaków.
Kiedy wszyscy byli już w domu zjedliśmy obiad, po którym poszłam z Piotrkiem na
długi spacer.
- Co Ty na to, żebyśmy pojechali na jakieś wakacje? Nie koniecznie za
granicą.
- Czemu nie. W końcu niewiele czasu zostało nam, by pobyć tylko we
dwoje. Tylko gdzie?
- Może Mazury? Odpoczniemy, nacieszymy się słońcem.
- Z miłą chęcią.
Wieczorem spakowałam
swoje rzeczy do walizek, a z samego rana pożegnaliśmy się z Krzyśkiem i Iwoną,
podziękowałam im za gościnę i opiekę, po czym wyruszyliśmy na wakacje. Po
drodze zajechaliśmy do Żyrardowa, by zostawić część rzeczy. Oczywiście nie wyszliśmy
tak prędko, bo musieliśmy się tłumaczyć, dlaczego nie powiedzieliśmy nic, że
jestem w ciąży.
- Madzia..
- Tak?
- Co powiedziałabyś na to, żebym w przyszłym sezonie grał w
Bełchatowie?
- Nie wracasz do Włoch?
- Nie chcę. Chcę mieć was przy sobie. Dostałem kilka propozycji z
Plusligi, z ligi rosyjskiej, włoskiej, ale wiem, że na 100% wybiorę Polskę. Nie
chcę, żebyś rezygnowała ze studiów, bo wiem, że jak ja wyjadę, to pojedziesz ze
mną. Ostatnio o tym mówiłaś. A nie chcę, żebyś z czegokolwiek zrezygnowała
przeze mnie. Dlatego wybieram między Bełchatowem, Bydgoszczą i Zaksą. Jest
jeszcze Rzeszów, ale na razie nie chcę tam wracać. Chcę czegoś nowego.
- A co z Włochami?
- Nie przedłużyłem kontraktu. Ok, w Polsce zarobię mniej, ale nie chcę
żeby ominęło mnie cokolwiek.
- Do kiedy musisz podpisać umowę?
- Mam czas, żeby się zastanowić, do połowy maja.
- A Ty? Gdzie najbardziej chciałbyś grać. Nie mogę decydować za Ciebie.
- Nie wiem.. Bełchatów wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Patrz, Z Bełka
jest dość blisko do Żyrardowa, więc jeśli mnie nie będzie w domu nie będzie problemem,
żeby przyjechała mama. W razie gdybyś potrzebowała pomocy przy Zuzi.
- Ty nadal się upierasz, że będzie dziewczynka? – zapytałam zdziwiona.
- Tak! Przecież to oczywiste. A po drugie, bo przerwałaś mój, jakże wspaniały
wywód, będzie biżej do Spały, a to oznacza, że będziesz mogła częściej mnie
odwiedzać!
- Czyli Bełchatów?
- Bełchatów.
Po tygodniu na Mazurach pojechaliśmy jeszcze do
Rzeszowa, na umówioną wizytę u ginekologa.
_________________________________________________________________
Dzięki temu, że przekroczyliście 100 TYSIĘCY (!!!) wyświetleń dodaję rozdział. Może nie jest najdłuższy, ale cóż.. "Taka życia" :D
Wczoraj, tj. 18 grudnia, urodzinki obchodził zacny bohater tego opowiadania. W związku z tym (co z tego, że tego nie przeczytasz), wszystkiego najlepszego!
Jako, że nie wstawię nic już do Świąt, chcę Wam życzyć wszystkiego dobrego. Zdrowia, szczęścia, spokoju, spełnienia marzeń, pogody ducha, żebyście dalej czytały moje marne wypociny :D
Pozdrawiam, no_princess :*
WESOŁYCH ŚWIĄT!