czwartek, 19 grudnia 2013

45. Of course!

 
Koniec kwietnia zbliżał się nieubłagalnie, a wraz z nim przyjazd Piotrka. Już nie mogłam doczekać się, by go zobaczyć. Rozmowy przez Skype’a to nie to samo. Tak bardzo chciałabym go przytulić…

- Eee! Bartmanowa! Obiad – Krzysiek wpadł do pokoju.
- Idę Ignaczak.
- Gdzie po nazwisku! Ty mała gówniaro – uśmiechnął się.
- Przepraszam… Dziadku.
- Ej! To już nie jest śmieszne. Mam prawie 37 lat i jeszcze nie jestem stary.
- Jeszcze nie jesteś? To powiedz to Łukaszowi, który się załamał faktem, że w tym roku będzie mieć 36 – zaśmiałam się schodząc po schodach.
- Nie pierdol…
- Serio. Rozmawiałam z nim godzinę temu. Powiedział, że teraz żadna już go nie zechce, że już nie wyrwie…
- O kur… czaczek – poprawił się, gdy doszliśmy do jadalni, w której siedziały już dzieciaki.
- Tylko Krzysiek.. Ty nic nie wiesz.
- Oczywiście.

                Po wspólnym obiedzie usiadam przed telewizorem, by obejrzeć finałowy mecz o Mistrzostwo Włoch. Macerata walczy o ten tytuł z Trentino. Jestem bardzo ciekawa tego pojedynku. Jeszcze zanim zaczął się mecz napisałam SMS do Huberta.

„To co? Za kim trzymamy kciuki?”

„Nic z tego Mała.. Trentino jest najlepsze!”

„Zdrajca!”

„Wcale nie! Po prostu wiesz… Serducho :)”

„ Taaa.. Jasne. Mam nadzieję, że chociaż Gośka trzyma kciuki za Piotrka.”

„Właśnie śpi. Chłopaki dają jej nieźle popalić. Co to będzie, jak już urodzi….”

„Przywykniesz. Ona też. A teraz kończę, bo mój mąż właśnie wchodzi na parkiet. Paaa :P :D”

- Co Ty tak romansujesz?
- Ojj. Musiałam się upewnić, komu tym razem będzie kibicować Hubert. Niestety Trentino – wykrzywiłam usta w podkówkę, po czym zaczęłam oglądać mecz.

                Mecz był bardzo zacięty. Po czterech setach przyszedł czas na tie-breaka. Zaczął się dobrze dla drużyny z Trento, jednak chłopaki z Maceraty szybko odrobili pięciopunktową stratę i na zmianie boisk było 8 do 7 dla Maceraty. Jednak później nie było tak łatwo. Punkt gonił punkt i do ostatniej chwili nie było wiadomo, która z drużyn wygra.

- Kurde! Piter kończ już to.. Narzeczona Ci zaraz na zawał zejdzie! – krzyczał do telewizora Krzysiek.
- No chyba Ty – odpowiedziałam. – Ja jestem spokojna. Nie mogę się denerwować. Jeeeeeeest! Wygraliśmy!
- No wreszcie. To co? Za kilka dni się widzicie.
- Jak jeszcze będzie mnie chciał. Taką grubą wielorybich.
- Z której strony?
- Z każdej. A teraz ciiiiicho. Zaraz będzie dekoracja i wywiady.

                Kolejne pół godziny przesiedziałam przed telewizorem. Wieczorem, kiedy miałam iść już spać, zadzwonił Piotrek. Przegadałam z nim jakieś półtorej godziny. Dowiedziałam się, że wraca za trzy dni, bo nie chce jechać przez pół Polski z Warszawy do Rzeszowa od razu po wylądowaniu. Przed snem poszłam jeszcze do łazienki. Kiedy, cała w skowronkach, mijałam Krzyśka idącego do swojej sypialni popatrzył na mnie, jakbym wyszła zimą na dwór w samym stroju kąpielowym.

- Ty się dobrze czujesz dziecko?
- Jak najbardziej. Piotrek za trzy dni przyjedzie.
- Ach. Wszystko jasne. W takim razie dobrej nocy i nie roznieś łazienki ze szczęścia.
- Zabawne.. Naprawdę, no…
- Dobranoc.
- Dobranoc.

                Długo nie mogłam zasnąć. Cieszyłam się jak dziecko na samą myśl, że Piotrek wraca. W końcu, po dobrych dwóch godzinach odpłynęłam.
                Obudziłam się przed 10.00. Zaleta posiadania wolnych czwartków zdecydowanie poprawiła mi humor. Chociaż nie wiem, czy mogę mieć jeszcze lepszy, jak po wczorajszej rozmowie z Pitem. Ubrałam się, umyłam i poszłam zjeść jakieś śniadanie. Iwona też miała dzisiaj wolne, więc po śniadanku postanowiłyśmy wybrać się na zakupy. Musimy coś wymyślić na urodziny Zbyszka i Krzyśka. W końcu zostało tylko kilka dni.

- Co roku. Dosłownie co roku mam problem co kupić Krzyśkowi – zaczęła Iwona, kiedy wyszłyśmy z kolejnego sklepu.
- Nie przejmuj się. Ja z Zibim mam to samo. A z Piotrkiem, to już w ogóle. Nie dość, że ma urodziny, to jeszcze tydzień później są święta.
- Wygrałaś – uśmiechnęła się do mnie. – Idziemy na jakąś kawę i ciastko?
- A wiesz, że bardzo chętnie?

                Kolejne dni dłużyły mi się okropnie. Może przez to, że tak bardzo czekałam na powrót Piotrka…
                 Ostatniego dnia wyczekiwania na Piotrka byłam w wyśmienitym humorze. Nic nie było w stanie popsuć mi humoru. Nie miałam dzisiaj zajęć, więc postanowiłam posprzątać trochę w domu i zrobić obiad. Kiedy odcedzałam makaron usłyszałam dzwonek do drzwi. Owszem, Ignaczakowie mają kuchenne okno z widokiem na ulicę, ale niestety płot jest tak wysoki, że nic nie widać.

- Już idę! – krzyknęłam, kiedy ktoś się bardzo niecierpliwił i co chwilę wciskał guzik.

                Kiedy otworzyłam drzwi od razu rzuciłam się Piotrkowi w ramiona.

- Cześć Kochanie – powiedział, kiedy się od siebie oderwaliśmy.
- Cześć – odpowiedziałam, po czym znów go przytuliłam.
- Widzę, że nie mam szans na wejście do środka?

                Odsunęłam się na chwilę, żeby zamknąć drzwi. Piotrek położył swoje rzeczy w przedpokoju i poszliśmy do salonu. Rozmawialiśmy dopóki nie wróciła rodzinka Ignaczaków. Kiedy wszyscy byli już w domu zjedliśmy obiad, po którym poszłam z Piotrkiem na długi spacer.

- Co Ty na to, żebyśmy pojechali na jakieś wakacje? Nie koniecznie za granicą.
- Czemu nie. W końcu niewiele czasu zostało nam, by pobyć tylko we dwoje. Tylko gdzie?
- Może Mazury? Odpoczniemy, nacieszymy się słońcem.
- Z miłą chęcią.

                Wieczorem spakowałam swoje rzeczy do walizek, a z samego rana pożegnaliśmy się z Krzyśkiem i Iwoną, podziękowałam im za gościnę i opiekę, po czym wyruszyliśmy na wakacje. Po drodze zajechaliśmy do Żyrardowa, by zostawić część rzeczy. Oczywiście nie wyszliśmy tak prędko, bo musieliśmy się tłumaczyć, dlaczego nie powiedzieliśmy nic, że jestem w ciąży.

- Madzia..
- Tak?
- Co powiedziałabyś na to, żebym w przyszłym sezonie grał w Bełchatowie?
- Nie wracasz do Włoch?
- Nie chcę. Chcę mieć was przy sobie. Dostałem kilka propozycji z Plusligi, z ligi rosyjskiej, włoskiej, ale wiem, że na 100% wybiorę Polskę. Nie chcę, żebyś rezygnowała ze studiów, bo wiem, że jak ja wyjadę, to pojedziesz ze mną. Ostatnio o tym mówiłaś. A nie chcę, żebyś z czegokolwiek zrezygnowała przeze mnie. Dlatego wybieram między Bełchatowem, Bydgoszczą i Zaksą. Jest jeszcze Rzeszów, ale na razie nie chcę tam wracać. Chcę czegoś nowego.
- A co z Włochami?
- Nie przedłużyłem kontraktu. Ok, w Polsce zarobię mniej, ale nie chcę żeby ominęło mnie cokolwiek.
- Do kiedy musisz podpisać umowę?
- Mam czas, żeby się zastanowić, do połowy maja.
- A Ty? Gdzie najbardziej chciałbyś grać. Nie mogę decydować za Ciebie.
- Nie wiem.. Bełchatów wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Patrz, Z Bełka jest dość blisko do Żyrardowa, więc jeśli mnie nie będzie w domu nie będzie problemem, żeby przyjechała mama. W razie gdybyś potrzebowała pomocy przy Zuzi.
- Ty nadal się upierasz, że będzie dziewczynka? – zapytałam zdziwiona.
- Tak! Przecież to oczywiste. A po drugie, bo przerwałaś mój, jakże wspaniały wywód, będzie biżej do Spały, a to oznacza, że będziesz mogła częściej mnie odwiedzać!
- Czyli Bełchatów?
- Bełchatów.

Po tygodniu na Mazurach pojechaliśmy jeszcze do Rzeszowa, na umówioną wizytę u ginekologa.  

_________________________________________________________________
Dzięki temu, że przekroczyliście 100 TYSIĘCY (!!!) wyświetleń dodaję rozdział. Może nie jest najdłuższy, ale cóż.. "Taka życia" :D
Wczoraj, tj. 18 grudnia, urodzinki obchodził zacny bohater tego opowiadania. W związku z tym (co z tego, że tego nie przeczytasz), wszystkiego najlepszego!
Jako, że nie wstawię nic już do Świąt, chcę Wam  życzyć wszystkiego dobrego. Zdrowia, szczęścia, spokoju, spełnienia marzeń, pogody ducha, żebyście dalej czytały moje marne wypociny :D

Pozdrawiam, no_princess :*

WESOŁYCH ŚWIĄT!

niedziela, 8 grudnia 2013

44. I'm pregnant


- To co? Idziemy?
- Ty chyba sobie żartujesz? Zostajesz w domu i nigdzie się nie ruszasz. Masz się nie przemęczać.
- Ale Krzysiek…
- Nie ma Krzysiek. Mam się Tobą opiekować. Obiecałem Pitowi, że nic Ci się nie stanie i słowa mam zamiar dotrzymać. Teraz zostajesz w domu, idziesz do łóżka, a jak wrócę, to sobie pogadamy.

                Zdenerwowana poszłam do pokoju i zaczęłam pakować walizkę. Kiedy zeszłam na dół Iwona zaczęła dziwnie na mnie patrzyć.

- Ty chyba nie mówisz serio?
- Jadę do Zbyszka. Nie chcę się z Wami kłócić. Będzie lepiej, jak posiedzę przez jakiś czas z dala od Krzyśka, który swoją drogą chyba ma mnie już dość.
- Magda.. Dopiero co byłaś w szpitalu.
- Nie obchodzi mnie to Iwona. Ja potrzebuję trochę spokoju i Wy chyba też. Na razie.

                Wyszłam z domu, spakowałam walizkę do bagażnika i pojechałam w stronę Żor. Po kilku godzinach jazdy dotarłam wreszcie na miejsce. Windą wjechałam na piąte piętro.

- Lena! Co tu robisz?
- Cześć Misiu. Przyjechałam odwiedzić Zbycha.
- A mnie to już nie? – zapytał udając oburzenie.
- No Ciebie też. Zbyszek jest u siebie?
- Tak. Raczej tak. A jeśli go nie ma, to chętnie Cię przygarniemy.
- Przygarniemy? Czyżby mój Miś sobie kogoś znalazł?
- A tam znalazł. Monika jest wbrew pozorom bardzo kochana.
- W takim razie najpierw sprawdzę, czy mój brat chce mnie widzieć, a potem wpadnę do Was.
- Ok. To do zobaczenia.

                Pożegnałam się z Kubiakiem, po czym zadzwoniłam do drzwi mieszkania Zbyszka.

- Hej – powiedziałam niepewnie, gdy w drzwiach stanęła jakaś młoda kobieta. – Jest Zbyszek? – zapytałam.
- Tak. Przepraszam, kim jesteś, jeśli mogę wiedzieć.
- Magda! – zza kobiety wyłonił się Zbyszek. – Cześć. Wejdź. Poznajcie się, Natalia, to jest moja młodsza siostra. Madzia to jest moja dziewczyna – Natalia.
- Miło mi Cię poznać – zwróciła się do mnie.

                Uścisnęłyśmy sobie dłoń, po czym weszłam w głąb mieszkania.

- Zjesz z nami? W ogóle, czemu nie zadzwoniłaś, że przyjedziesz? Przygotowałbym się jakoś.
- To była spontaniczna decyzja. Jestem zła na Krzyśka, on na mnie też, więc lepiej, jak na kilka dni zejdziemy sobie z drogi.
- Magda? Ty przytyłaś? Twój nienaganny płaski brzuszek już nie jest taki płaski.
- Ok. Jestem w ciąży. Czwarty miesiąc.
- AAaa..! Będę wujkiem! Teraz pytanie: synek, czy córeczka.
- Nie wiem. Czekam, aż Piotrek wróci z Włoch.
- Ale kurde, nie wierzę.. Przecież Ty nie lubisz dzieci.
- Do cholery.. Czy wszystko musi być planowane?
- Okej.. Już się nie denerwuj.. 

                Po krótkiej rozmowie ze Zbyszkiem i Natalią poszłam do Michała.

- Cześć. Jest Michał? – zapytałam, gdy otworzyła mi Monika.
- Jasne, wejdź. Michał, Magda do Ciebie.
- Chodź tu bartmanówna!
- Ja nie chcę Wam przeszkadzać, mogę wpaść kiedy indziej.
- Nie przeszkadzasz – odezwała się Monika. – Właściwie dobrze, że jesteś, bo chciałabym Ci coś powiedzieć.

                Nie powiem, zaskoczyła mnie trochę. Po Michała minie też widziałam, że nie wiedział, że Jego dziewczyna coś planuje.

- Widzisz.. Wiem, że to trochę późno, ale chcę Cię przeprosić za to, co Ci zrobiłam, jaka byłam. Trochę za późno zrozumiałam, że robię źle pomagając Sabinie. I dopiero, kiedy straciłam Miśka dotarło do mnie, że byłam dokładnie taka jak Sabina. Nie chciałam, żeby Michał miał z Tobą kontakt, bo nie chciałam, żebyście do siebie wrócili. Teraz wiem, że robiłam źle. Nie oczekuję, że mi wybaczysz, bo spieprzyłam Ci życie, ale dziękuję, że mnie wysłuchałaś.
- Monika, ja się nie gniewam. Wiem jaka jest Sabina, bo zdążyłam już ją dobrze poznać. Nie mam do Ciebie żalu. Szczerze mówiąc, na Twoim miejscu zrobiłabym dokładnie to samo. Było minęło.
- Dziękuję.
- Nie masz za co. Dobra. Nie wracajmy już do tego. Kawy mi nie pozwalają pić, ale herbatki, to ja poproszę – uśmiechnęłam się.
- To ja zrobię.

                Od Michała i Moniki wyszłam koło pierwszej. Kiedy wróciłam do mieszkania Zbyszka od razu poszłam spać. Przed snem spojrzałam na telefon. 11 nieodebranych połączeń. Od Krzyśka.
                Obudziłam się koło przed ósmą. Założyłam na siebie bluzę i poszłam do kuchni. Kiedy przechodziłam obok salonu zobaczyłam bardzo dziwny obrazek. Zbyszek przy jednym stole z jakąś dziewczynką. Natalii nigdzie nie było, więc poprosiłam brata na krótką rozmowę.

- Kto to jest?
- Maja.
- W sensie co to za dziewczynka.
- To jest córka Natalki. Wiem, co sobie myślisz. Wiem, że dla Ciebie może to się wydawać dziwne, bo to przecież ja. Kocham Natalię. Na początku nie wiedziałem o Mai, ale kiedy ją po raz pierwszy zobaczyłem, od razu się w niej zakochałem. Nie ważne, że Maja nie jest moim dzieckiem. Wychowam ją jak swoją córkę. Chcę to zrobić.
- Zibi, tu nie chodzi o to, że wychowujesz nie swoje dziecko. Nie musisz mi się tłumaczyć. Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że potrafisz coś takiego zrobić. Znam Cię trochę i nigdy nie sądziłam, że do tego dojdzie. Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Tylko nie spieprz tego.
- Dzięki siostra. Jakie masz na dzisiaj plany?
- Muszę zadzwonić do Igły, bo dobijał się do mnie wczoraj.
- A propos… Czemu nie powiedziałaś, że byłaś w szpitalu?

                Wyjaśniłam wszystko bratu. Był trochę zły, ale mówi się trudno. Po szybkim śniadaniu poszłam razem ze Zbyszkiem na trening.

- Chłopaki! Patrzcie, kto nas odwiedził! – Zibi wydarł się na całą salę.

                Trzy dni później wróciłam do Rzeszowa. Kiedy weszłam do domu, nikogo nie było. Po pół godzinie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

- Krzysiek to Ty? – krzyknęłam  z salonu.
- Tak. Chyba mamy do pogadania.
- Boże.. Krzysiek odpuść.
- Nie! Nie odpuszczę. Kurde Magda, martwimy się o Ciebie.
- To się nie martwcie. Jestem dorosła.
- Będziemy się martwić. Mieszkasz z nami i nie jesteś nam obojętna.
- Aha… Więc tu tkwi problem. Mieszkam z Wami. Jedno słowo, a sobie coś znajdę.
- Nie.. Nie o to mi chodzi. Cieszę się, że z nami mieszkasz. Chcę, żebyś z nami mieszkała. Jesteś dla mnie jak siostra. I nie wyobrażam sobie, żebym miał Cię stracić. Jak pojechałaś do Zbyszka, myślałem, że rozniosę dom. Wszystko mi przeszkadzało. W każdej chwili byłem gotów jechać do Żor.
- Krzysiu, ja potrzebowałam trochę spokoju. Nie chciałam się z Tobą kłócić, dlatego stwierdziłam, że tak będzie lepiej.
- Nie wyjeżdżaj już więcej bez zapowiedzi.
- Obiecuję.

                Reszta dnia minęła spokojnie. Po wieczornej rozmowie z Piotrkiem poszłam się wykąpać. Kiedy wyszłam z łazienki wzięłam swoje witaminy i położyłam się do łóżka.
                Równo o 7.00 zadzwonił budzik. Gdy już się ogarnęłam zeszłam na śniadanie.

- Nie śpisz już? – zapytałam Igłę.
- Nie.. Nie mogłem już spać, wiec wstałem i robię kanapki dzieciakom. Co zjesz?
- Hmmm.. Pomyślmy. Co powiesz na naleśniki z czekoladą?
- I truskawkami – uśmiechnął się.
- I truskawkami – powtórzyłam i zabraliśmy się za robienie śniadania.

                Po zajęciach umówiłam się z Gośką na plotki. Ostatnio nie miałyśmy dla siebie czasu. Koło 13.00 czekałam na nią pod uczelnią, kiedy zobaczyłam bardzo ciekawy obrazek. Grzesiu, który ostatnio rozstał się ze swoją dziewczyną spotyka się z dziewczyną z równoległej grupy, z mojego roku!

- To co? Idziemy? – z letargu wyrwała mnie Gośka.
- Co? Tak, jasne – uśmiechnęłam się.
- Kogo Ty tam wypatrzyłaś? Nie zapominaj, że masz Piotrka.
- Wiem, że mam Piotrka. Ale mniejsza o to? Dokąd idziemy? Zakupy i potem kawiarnia?
- Może być. Nie mieszczę się w większość swoich ciuchów, uwierz mi, że ciążowych to ja mam mnóstwo.
- Wiem coś o tym.
- Magda?!
- No nie mów, że nie zauważyłaś?
- Jezu! Nasze dzieci będą w tym samym wieku! Czemu mi nie powiedziałaś?
- Jakoś nie było okazji. W każdym razie nie mów, że nie widać. Jestem gruba, jak słoń.
- No nie widać. Który miesiąc?
- Czwarty. Ale jeszcze nie wiem, czy chłopiec, czy dziewczynka. Czekam z tym na Piotrka.

                Pięć godzin na zakupach, to zdecydowanie za dużo. Nie tylko dla Gośki, która za dwa miesiące rodzi, ale także dla mnie. Odwiozłam przyjaciółkę do mieszkania, po czym wróciłam do domu. 

___________________________________________________________
Nowy wygląd - nowy rozdział! Mam nadzieję, że się podoba. Jak widzicie, dodałam playlistę. Na początku byłam nieco sceptyczna do tego pomysłu, ale uległam :D

Pozdrawiam, no_princess :*