poniedziałek, 28 października 2013

41. We got married

MUZYKA 

It's Beginning To Look A Lot Like Christmas



- Wesołych Świąt! – krzyknął Piotrek wchodząc do domu.
- Dzieci! Jak miło Was widzieć!

                Po przywitaniu się ze wszystkimi zaczęliśmy przygotowywać wigilijną kolację. Mężczyźni zaczęli przystrajać choinkę, a my zajęłyśmy się posiłkiem. Koło 19.00, kiedy wszystko było już gotowe poszliśmy się przebrać.

- Madzia.. Nie mówmy im jeszcze. Ani o ślubie, ani o ciąży.
- Ok.

                Ubrałam buty, Piotrek wziął prezenty w ręce i wyszliśmy z pokoju. Wszyscy byli już w salonie i czekali tylko na nas.
                Po krótkiej modlitwie przyszedł czas na życzenia. Od każdego słyszałam, że nie może doczekać się naszego ślubu. Uśmiechałam się tylko i mimo wszystko dziękowałam za życzenia.
                Kolacja minęła w świetnej atmosferze. Rodzina Piotrka cały czas wypytywała nas, jak nam się żyje we Włoszech, jakie mamy teraz plany i tak dalej. Po skończonej kolacji przyszedł czas na prezenty. W tym roku to najmłodsi bawili się w Mikołaja. Rozdawanie zaczęło się od najstarszych. Najpierw dziadkowie, potem rodzice, później my, a na końcu „Mikołaje”.

- Sandra! Mateuszku! Naprawdę?! – zaczęła krzyczeć mama.
- Tak.
- I Wy mówicie to tak spokojnie? Tomek! Będziemy dziadkami!
- Ale jak to! Tak bez ślubu? – odezwała się ciocia Piotrka.
- Właśnie dlatego nie chciałem mówić o dziecku – wyszeptał mi na ucho Piotrek.

                Reszta wieczoru minęła szybko. Kiedy wszyscy szykowali się na pasterkę, z Piotrkiem postanowiliśmy wybrać się do Warszawy.

- Dzieci, jest późno. Na pewno chcecie jechać? – zapytali rodzice.
- Tak mamo. Pojutrze już wracamy do Włoch, a Madzia chce jeszcze jechać do taty.
- Uważajcie tylko na siebie. Jedźcie ostrożnie.

***

                Stali całą rodziną przy grobie. Prawie całą. Brakowało Magdy. Była oczkiem w głowie swojego taty. Zbyszek usłyszał, jak ktoś się zbliża i mimowolnie odwrócił głowę. Mimo, że było ciemno, od razu ją rozpoznał. Ją i Piotrka. Przytuliła się do Brata, po czym wróciła w objęcia swojego męża. Mimo, że były święta, nie umiała spojrzeć w twarz matce.

- Myślałam, że tylko my jesteśmy tacy inteligentni i na cmentarz przychodzimy po pierwszej – powiedziała, zapalając znicz.
- Właśnie wracaliśmy z pasterki. Co u Was?
- W porządku. A u Ciebie?
- Też ok. Może wpadniecie na herbatę?

                Spojrzała na Piotrka. Po krótkiej wymianie spojrzeń zgodzili się. Pół godziny później siedzieli już w salonie, w domu rodzinnym, który tak bardzo przypominał Magdzie tatę. Ich matka dość szybko poszła spać. Doskonale wiedziała, że nie będzie dobrym towarzyszem do rozmów, szczególnie ze swoją córką.

- Gdzie zgubiłeś Michalską?
- Miałaś rację… - odpowiedział po chwili milczenia.
- W związku z?
- Nie jesteśmy już razem. To definitywny koniec. Non stop się kłóciliśmy. To już nie było to samo. Nie rozmawiajmy już o niej. Proszę.
- Jak chcesz.

                Rozmawiali jeszcze blisko godzinę. Magda miała wrażenie, że relacje między nią a Zbyszkiem wracają po woli do normy. Cieszyła się z tego, bo nie licząc Piotrka, po śmierci ojca to on stał się dla niej najważniejszy.

- Może zostaniecie na noc? Nie będziecie chyba jechać tak późno – zaproponował atakujący.
- Dzięki stary, ale będziemy wracać. Pojutrze, w sumie to już jutro wracamy do Włoch. Chcielibyśmy jeszcze posiedzieć w domu.
- Jak uważacie. W takim razie do zobaczenia i wesołych świąt.
- Wesołych świąt. Dobranoc – odpowiedziała dziewczyna.

                Wsiedli w samochód, po czym wyruszyli w drogę powrotną do Żyrardowa.

Magda:

                Obudziłam się w łóżku. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 11.19, po czym wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Jak się później okazało, Piotrek nie spał już od godziny. Kiedy zeszłam do salonu, śniadanie już na mnie czekało. Cała rodzina Piotrka pojechała już do domów. Zostaliśmy tylko my, Sandra z Mateuszem i rodzice. Gdy tylko Piotrek mnie zobaczył, od razu wstał i poprosił, żebym poszła z nim do pokoju.

- Powiemy im teraz? O ślubie? – zapytał.

                Nic nie odpowiedziałam, tylko przytaknęłam. Założyliśmy obrączki, które przez cały czas były schowane w pudełeczku. Zeszliśmy z powrotem do salonu, gdzie toczyła się jakaś ciekawa rozmowa, co wywnioskowaliśmy po tym, że nasze przyjście zauważyli dopiero, gdy usiedliśmy.

- Mamo, tato, Sandra, Mati. Chcemy Wam coś powiedzieć – zaczął Piotrek.
- Jezu! Tomek! Dwoje wnuków! – mama zaczęła skakać z radości.
- Nie! – wypaliłam.
- Nie tym razem – dodał Piotrek. – Wiem, że to, co zaraz Wam powiemy może wydawać się trochę niedorzeczne. I wiem… my wiemy, że może Wam się to nie spodobać. Ale klamka zapadła i nie zmienimy swojej decyzji.
- Na litość boską! Piotrek, Magda, do rzeczy.
- Pobraliśmy się.
- Prima aprilis jest w kwietniu, braciszku.
- To nie jest żart. Tydzień temu byliśmy w Polskiej Ambasadzie w Rzymie. Tam wzięliśmy ślub – dołączyłam do rozmowy.
- Ale jak. Tak bez świadków, gości, wesela?
- Świadkowie byli. Mamo, my w tym momencie nie mamy czasu na ślub kościelny. Ja ciągle gram. Teraz jestem we Włoszech, nie wiem, gdzie będę za rok. Może wrócę do Polski, może zostanę tam, a może wyjadę jeszcze gdzie indziej.
- To jest wasze życie i my to szanujemy, ale mogliście nas chociaż poinformować wcześniej. Przyjechalibyśmy.
- Ale nie chcieliśmy, by ktokolwiek przyjeżdżał. Chodzi o to, że chcieliśmy ten dzień spędzić tylko we dwoje. Wyszło, że we czworo, ale nie chcieliśmy tłumu ludzi.
- Ale jak. To nie będzie kościelnego ślubu?
- Mamo, będzie. Ale jeszcze nie teraz. Może za rok, może za dwa. Nie wiemy kiedy.

                Po dobrej godzinie postanowiliśmy wyjść na spacer.

- Już teraz wiesz, dlaczego nie chciałem im mówić przy wszystkich. Gdyby teraz dowiedzieli się też o ciąży, pomyśleliby, że pobraliśmy się tylko ze względu na dziecko. A przecież tak nie jest, prawda?
- Oczywiście, że nie. Piotrek? A właściwie dlaczego do przedszkola chodziłeś w Żyrardowie, a nie Międzyborowie?
- Nie było miejsc w Międzyborowie. Tamto przedszkole było dużo mniejsze niż to tutaj i dlatego dużo dzieci z Międzyborowa chodziło tu. Wiesz… Miasta, jeśli mogę tak to nazwać, są przy sobie. Jedno się kończy, drugie zaczyna, więc z dojazdem nie było problemów.

                Przez dłuższy czas szliśmy w milczeniu. Jednak nie przeszkadzało nam to. Cieszyliśmy się sobą. W końcu pod koniec stycznia wracam do Rzeszowa.

- Piotrek, boję się. Że jak wrócę do Rzeszowa, nie poradzę sobie. Ty będziesz w Maceracie, ja tu. My tu.
- Hej.. Poradzimy sobie. Rozumiesz? Magda, już tyle przeżyliśmy. Tym razem też damy sobie radę – przytulił mnie. – Jesteśmy ze sobą dwa lata z małą przerwą.
- Ty pół roku nazywasz małą przerwą? – uśmiechnęłam się.
- A nie? Mniejsza o to. Najważniejsze, że jesteśmy razem. I nic, ani nikt nie stanie nam na przeszkodzie.

                Wróciliśmy do domu na obiad i spotkała nas miła niespodzianka. A w sumie to nawet dwie.

- Klan Żygadłów wiedział, kiedy wpaść?
- Nieee.. – zaśmiał się Łukasz. – My tylko na chwilę. Proszę, to dla was. Wesołych świąt.
- Boże… Łukasz.. nie musiałeś.
- Musiałem.

                Chwilę posiedzieliśmy w swoim gronie, po czym Łukasz, Kacper oraz Hubert z Gośką zaczęli szykować się do wyjścia.

- Poczekajcie! Skoro już jesteście tu wszyscy, to chcielibyśmy wam o czymś powiedzieć. 
- Będzie mały Nowakowski? Albo Nowakowska?
- Wy też? Ludzie.. Gośka to, że Wy będziecie mieć małe Żygusie, to nie znaczy, że my też.
- Wzięliśmy ślub.
- CO?! – Gośka nie kryła zaskoczenia.
- Gratulacje.. Tylko czemu nic nie powiedzieliście? – zapytał Łukasz.
- Bo nie chcieliśmy. Bartek i jego dziewczyna byli świadkami. Nie było nikogo prócz naszej czwórki.
- Czyli jesteś w ciąży!
- Gosia to, że wzięliśmy ślub nie oznacza, że jestem w ciąży. Ok.?
- No ale dlaczego byście się tak spieszyli?
- I kto to mówi. Po roku bycia ze sobą się pobraliście.
- Ale mieliśmy dłuższy staż bycia narzeczeństwem.
- A ja tam wam życzę świetlaną przyszłość – wtrącił się Łukasz. – Dobra, dzieciaki. Zbieramy się. Trzeba jeszcze wrócić do Rzeszowa. Znaczy wy musicie.
- A ty nie wracasz tato?
- Nie, Kacperku. Mam za trzy godziny samolot do Kazania. Niestety muszę jechać.
- Ale ja nie chcę, żebyś jechał.
- To jest moja praca synku. Ja też nie chcę jechać, ale muszę.

- Ty też tak będziesz tłumaczył naszym dzieciom, że musisz jechać? – zapytałam, kiedy goście już poszli.
- Nie. Ja będę was wszędzie zabierać.
- Podoba mi się ten pomysł – uśmiechnęłam się, po czym go pocałowałam. 

___________________________________________________________________
Ok. Bez bicia przyznaję się, że trochę zawaliłam. Rozdział miał być ciut wcześniej, ale przez to, że na uczelni miałam jeszcze trochę załatwiania, to jest lekka obsuwa. Ale mam nadzieję, że wybaczycie. 
Jak widzicie, Piotrek i Magda dlugo nie ukrywali swojego ślubu. Teraz nasuwa Wam się pewnie pytanie, kiedy powiedzą o kruszynce... Tego nie zdradzę, ale powiem tylko, że sobie poczekacie :D

Pozdrawiam, no_princess :*

PS. Przypominam, że od Was zależy, kiedy następny rozdział... Buziaki :)

niedziela, 20 października 2013

40. I do

MUZYKA
Marry You




Następne dni upłynęły pod znakiem treningów chłopaków, meczy i „przygotowań” do ślubu. 15 grudnia zbliżał się nieubłagalnie. W sobotę pojechaliśmy do Rzymu. Na miejscu byliśmy już koło 12. Zameldowaliśmy się w hotelu, po czym na 16 pojechaliśmy do Ambasady.

- Dzień dobry ponownie. Czy to wszystkie osoby, jakie się zjawią? – zapytał urzędnik.
- Tak. Możemy zaczynać?
- Oczywiście. Jak wiecie, nie mamy zbyt wiele czasu, więc trochę przyspieszymy tak zwaną ceremonię. Dobrze?
- Ok.
- W takim razie proszę podpisać tu i tu – palcem wskazał miejsce, gdzie wraz z Piotrkiem musieliśmy złożyć nasze podpisy. – A świadkowie tu oraz tu.

                Po podpisaniu papierów założyliśmy sobie obrączki.

- Na mocy nadanej mi przez Państwo Polskie ogłaszam Was mężem i żoną. Za jakieś piętnaście minut powinni Państwo dostać akt ślubu. Ten dokument zostanie wysłany także do Polski, więc tym nie musicie się martwić. A teraz przepraszam, ale niestety muszę już iść. Wszystkiego dobrego.

                Po wyjściu z kancelarii udaliśmy się na obiad. Bartek z Martą dale nie dowierzali, że pobraliśmy się z Piotrkiem.

- Bartek, Marta.. Chcielibyśmy Wam jeszcze o czymś powiedzieć. Tylko ani słowa nikomu..
- Jasne. Będziemy milczeć jak grób.
- Spodziewamy się dziecka… - powiedziałam prawie szeptem.
- Jezu! Naprawdę? To wspaniale! – Marta wpadła w entuzjazm.
- Tylko proszę, nie mówicie nic nikomu. O wszystkim wiecie tylko wy. I mam nadzieję, że to się nie zmieni.
- Ale później już nie ukryjesz brzuszka – Marta się uśmiechnęła.
- Mam nadzieję, że wszystko wyjdzie na jaw później niż prędzej – powiedziałam smutno.
- Ejj. Nie cieszysz się?
- Bartek.. To jest trochę skomplikowane.. Nawet trochę bardziej, niż mogłoby się wydawać. Nie pytaj, proszę, dlaczego. Po prostu to jest trudna sytuacja dla mnie i tyle. Dlatego tym bardziej wolałabym, żeby to pozostało tajemnicą. Ok.?
- Ok.

                Po obiedzie i deserze poszliśmy na spacer po Rzymie. Wieczorem jest przepiękny. Chodziliśmy zarówno głównymi, jak i bocznymi uliczkami. Dopiero przed 23.00 wróciliśmy do hotelu.

- Wiesz.. Cieszę się, że im powiedzieliśmy.
- Ja też. Kocham Was. Ciebie i naszą kruszynkę.
- My też Ciebie kochamy – pocałowałam go. – Piotrek.. Nie mówmy na razie nikomu. Ani o ślubie, ani o dziecku. Powiemy, jak wrócisz z Włoch do Polski.
- Jeśli tego chcesz, pani Nowakowska..
- Boże.. Tak ciężko będzie mi się  przyzwyczaić..
- Sądzę, że część chłopaków, a w szczególności Igła, to już dawno nas przed ołtarz wysłali… Raz podsłuchałem, całkowicie przez przypadek, jak mówił o nas Nowakowscy. Także tego.. Nie będzie zbytniego szoku – uśmiechnął się, po czym pocałował mnie we włosy. – Idziemy spać?
- Mhm..

                Rano, po śniadaniu postanowiliśmy wracać do Maceraty. Na szczęście chłopaki nie mieli żadnego meczu, bo w innym wypadku trener by ich nie puścił i musielibyśmy odwoływać ślub.
                Właśnie zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, kiedy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Nie patrząc, kto dzwoni odebrałam.

- Halo?
- Kopyta ci palo! – usłyszałam po drugiej stronie głos Łukasza.
- Ziomek!
- Tak. To ja. Co u Ciebie? Co u was? Nie odzywasz się za często.
- Jakoś tak wyszło.. Właśnie wracamy z Rzymu.
- Co robiliście w Rzymie?
- Wybraliśmy się, żeby trochę pozwiedzać.. Piotrek i Bartek mieli wolny weekend, więc się wybraliśmy we czwórkę.
- Mhm.. Na święta przyjeżdżacie do Rzeszowa? Czy tylko Żyrardów?
- Jeszcze nie wiemy. A co?
- A nic. Nie wiem, gdzie mam dać Wam prezenty.
- Łukasz..
- No co? Święty Mikołaj do grzecznych dzieci zawsze przychodzi.
- Ale ja nie jestem grzeczna. Widziałeś się ze Zbyszkiem? Co u niego?
- Chodzi ostatnio przybity.. Znaczy jak mecz graliśmy to był. Chyba znowu coś z Aśką nie tak.
- Wiedziałam, że jak do niej wróci, to się na tym przejedzie. Ale on jak zawsze wie lepiej. W ogóle co tam u was? Ciebie i Anki?
- Nijak. Przeszkadzało jej to, że poświęcam więcej czasu Kacprowi i Hubertowi, niż jej. Dałem sobie z nią spokój.
- Przykro mi.
- Mi nie. Wolałem ją zostawić, niż się męczyć. Dla mnie ważniejsi są moi synowie. Dobra. Nie rozmawiajmy o niej. Kiedy planujecie ślub?
- CO?! Spokojnie.. Przecież dopiero co byłeś na jednym.
- Ale to był ślub syna. Tam musiałem zachować jakieś pozory. A ja chcę się zabawić!
- To sobie poczekasz…

                Kiedy zakończyłam rozmowę z Łukaszem byliśmy już w połowie drogi ze stacji do Maceraty.

***

- Bartek..
- Tak?
- Mam wrażenie, że coś jest nie tak z Magdą.
- Czemu tak sądzisz? – zapytał zdziwiony przyjmujący.
- No bo która kobieta nie cieszyłaby się z tego, że jest w ciąży?
- Kotek, ja nadal nie ogarniam, do czego zmierzasz.
- Powiem wprost. Wydaje mi się, że albo Magda jest chora, poważnie chora i jest ryzyko, że nie donosi ciąży… albo to nie jest dziecko Piotrka.
- CO!? Ty sobie jaja robisz prawda? Dobry żart.
- Nie Bartek. To wydawałoby się nawet logiczne. Jak myślisz. Dlaczego ona nie chce, żebyśmy komukolwiek mówili?
- Marta.. Znam trochę Magdę i wiem, że ona nie zdradziłaby Pita. Kto jak kto, ale nie ona. Magda miała trudne dzieciństwo i to jest pewnie powód, dla którego ciężko jej jest się oswoić z myślą, że będzie mamą. Ok.? Nie snuj jakichś dziwnych historyjek. Proszę.
- Ok.

Magda:

                Kiedy tylko weszliśmy do mieszkania znów zadzwonił telefon. Tym razem jednak Piotrka. Po blisko pół godzinie Piter skończył rozmawiać. W tym czasie zdążyłam wziąć prysznic i zaczęłam przygotowywać obiad.

- Właśnie dzwoniła mama i mówiła, że jak nie przyjedziemy na święta, to nas wydziedziczy.
- Chyba Ciebie. W końcu to Ty jesteś jej synem – uśmiechnęłam się
- Nie, nie, nie.. NAS wydziedziczy. To są jej słowa. I się nie kłóć – odwzajemnił uśmiech. –  Co robisz? – zmienił nagle temat.
- Obiad.
- To widzę. Ale tak konkretnie.
- Co powiesz na kurczaka z ryżem i sosem koperkowym?
- A mówiłem Ci już, że jesteś Aniołem?
- Jeszcze nie.
- Kocham Cię, mój Aniele…

                Po zjedzonym obiedzie usiedliśmy wygodnie na tapczanie i włączyliśmy film z laptopa. Niestety włoska telewizja nie za bardzo nam odpowiadała.

- Nadal nie mogę wierzyć, że to zrobiliśmy – powiedziałam, patrząc się na obrączkę.
- A jednak cuda się zdarzają…
- Cuda, powiadasz? Jak tak, śpisz dzisiaj na kanapie.
- Ejjj! Czemu?
- Bo cuda są rzadkością..

                Wieczorem, po zjedzonej kolacji, postanowiłam położyć się wcześniej. Piotrek zaoferował, że po kolacji chętnie posprząta, na co od razu się zgodziłam. Po szybkim prysznicu położyłam się, wygodnie w łóżku.

- Na pewno mam spać na kanapie? – usłyszałam nad uchem głos Piotrka.

                Pokiwałam przecząco głową, po czym poczułam jego dłoń na moim biodrze.

- Piotrek..
- Tak?
- Światło możesz zgasić. Ciemności się nie boję.

                Obudziłam się przed 9.00 Piotrek od godziny był już na treningu. Ubrałam się i poszłam do kuchni zjeść coś na śniadanie. Postawiłam na płatki, które ostatnio stały się nieodłączną częścią mojego jadłospisu.
                Kiedy zjadłam, usłyszałam pukanie do drzwi. Zaniosłam brudną miseczkę do kuchni, po czym poszłam otworzyć.

- Cześć. Wchodź. Napijesz się czegoś?
- Soku poproszę. Ty też się nudzisz?
- Szczerze? Marta, ja wstałam pół godziny temu. Nawet jeszcze się nie ogarnęłam całkowicie.
- No co Ty? Nie wyglądasz – uśmiechnęła się.
- Taa. Jasne. Może okularów potrzebujesz?
- Nie wygram z Tobą?
- Nie. Ogarnę się i idziemy gdzieś na miasto? Nie mam zamiaru spędzić pół dnia w mieszkaniu.
- Jasne. To za pół godziny się spotykamy, bo ja w takim razie muszę się przebrać i wiesz. Takie tam malowidełka na twarz położyć.
- Spoko.

                Zakupy, kawa na mieście, spacer i kilka godzin mija jak z bicza strzelił. Wróciłam do mieszkania z kilkoma torbami ciuchów.

- Wróciłam!
- To dobrze. Obiad gotowy.
- A co dobrego przygotował mój.. Mąż?
- Pieczeń w ciemnym sosie. Do tego serwuję dziś pyszne puree ziemniaczane oraz buraczki mamy. Masz ochotę?
- Nawet nie wiesz, jak wielką… 

____________________________________________________________________
OK. Z okazji 40. rozdziału,  życzę Wam wytrwałości w czytaniu tego... "czegoś". Abyście z każdym rozdziałem cieszyły się tak, jak ja z każdego komentarza.  Jesteście tak niesamowite, że uzbierało sie już blosko 725 Waszych komentarzy. WOW! Do tego 85 tys wyświetleń. Kocham Was! <3
Przedmowa już jest, teraz można walić konkretami :) Rozdział taki jakiś.. Nic się w sumie nie dzieje. Nuda, jak flaki z olejem. Ale to już same ocenicie ;) 
Ostatnio zauważyłam, że liczebność komentarzy spadła.. :( Nie jestem z Tych, którzy wstawiają rozdział, jeśli uzbiera sie jakaś ilość komentarzy, bo równie dobrze mogłabym powiedzieć, że ma być 100 Waszych komentarzy, inaczej nie wstawię rozdziału. Ale nie będę Taka.. Powiem tak. Jeśli Wam się podoba, komentujcie. To cholernie motywuje. Kiedy wiem, że mam dla kogo pisać, rozdziały powstają w trzy - cztery dni. Także to od WAS zależy, jak często będą rozdziały :)

Pozdrawiam, no_princess :*

PS. Wiem, że tego nie przeczytasz, ale... Forza Łukasz! ;)

wtorek, 15 października 2013

39. I'm afraid

MUZYKA
Afraid




- Będę tęsknić.
- Kurde, Gośka, nie rycz.. To tylko pięć miesięcy. Zobaczymy się w lutym.

                Pożegnałam się z młodą panią Żygadło, po czym wyszłam z mieszkania. Po chwili siedziałam już w samochodzie Piotrka i jechaliśmy do Warszawy.

- Piotruś, nie jedź tak szybko. Pogoda nie jest najlepsza.
- Kochanie, idź spać. Marudzisz. Nie jadę szybko.
- Jedziesz.
- Dobranoc – powiedział, zachęcając mnie do zamknięcia się.

                Na złość Pitowi cały czas gadałam. Widziałam, że miał już dość, ale ja nie ustępowałam. Zamknęłam się dopiero, kiedy byliśmy już na Okęciu.

- Madzia.. Wstawaj – obudził mnie spokojny głos Piotrka. – Zaraz lądujemy.
- Mhm.. Jeszcze pięć minut.

                Przed lotniskiem czekał już na nas Bartek. Wraz z Piotrkiem spakował nasze walizki do bagażnika, po czym wyruszyliśmy w drogę do mieszkania.

- Co tam w Polsce się teraz dzieje?
- Generalnie to nic – uśmiechnęłam się do przyjmującego.
- A co u Zbycha i Asi?
- Nie wiem. Nie rozmawiam za bardzo z nim. A z Michalską to już w ogóle.
- Aha.. Rozumiem niewygodny temat?
- Trochę. Lepiej opowiadaj co u Ciebie? Jak tam z Martą.

                Po pół godziny byliśmy na miejscu. Nasze mieszkanie znajdowało się drzwi w drzwi z mieszkaniem przyjmującego. Chłopaki szybko wnieśli nasze bagaże na górę, po czym umówiliśmy się na wieczór na jakiś spacer.
                Kiedy tylko wyszłam z łazienki od razu poszłam się położyć. Mimo, że spałam w samolocie, to byłam nadal zmęczona. Ubrałam bieliznę i jakieś wygodne dresy i położyłam się spać. Po chwili poczułam, jak Piotrek kładzie się obok mnie i przytula się do moich pleców.

- Kocham Cię – wyszeptał mi do ucha.
- Ja Ciebie też – odpowiedziałam prawie śpiąc, po czym całkowicie odpłynęłam.

                Obudziłam się wieczorem. Piotrek już wstał, co wywnioskowałam po tym, że z salonu dobiegały glosy chłopaków. Wstałam, założyłam Piotrkową bluzę, po czym udałam się do siatkarzy.

- Stwierdziliśmy z Kurasiem, że dzisiaj odpuścimy sobie jakikolwiek wypad na miasto.
- Mhm – odpowiedziałam jeszcze zaspanym głosem. – Chcecie jakiejś herbaty, albo kawy?
- Usiądź. Ja zrobię.
- Jak pierwsze wrażenia? – zapytał Bartek.
- Trudno mi cokolwiek powiedzieć, bo przespałam cały dzień. Ale wiesz? Cieszę się, że Ty też tu grasz, Piotrek nie będzie się czuł osamotniony, mi będzie raźniej, kiedy wiem, że w każdej chwili mogę do Ciebie przyjść.
- I do Marty. Rozmawiałem z nią po południu i przyjeżdża do mnie raczej na stałe.
- Naprawdę? Bardzo się cieszę. Ty będziesz miał przy sobie dziewczynę, a ja będę mieć z kim pogadać.

                Chwilę później wrócił Pit z gorącą herbatą dla wszystkich. Usiadł koło mnie na kanapie, po czym objął mnie ramieniem. Posiedzieliśmy wspólnie jeszcze jakąś godzinę, po czym Bartek wrócił do siebie.

                Dni mijały szybko. Zdecydowanie za szybko. Nim się obejrzałam był już koniec listopada. W tym czasie Marta przeprowadziła się do Bartka, chłopaki królują w Serie A, a ja czasem wpadam na ich treningi.

- Kochanie… - usłyszałam nad sobą głos Piotrka.
- Tak?

Podniosłam się z kanapy, by zrobić mu miejsce. Po chwili usiadł naprzeciw mnie, złapał moje dłonie i popatrzył mi głęboko w oczy.

- Pobierzmy się.
- Słucham?
- Weźmy ślub. Tu, we Włoszech. Przed świętami. Pojedźmy do Rzymu, do Ambasady, weźmy Bartka i Martę na świadków. Nie chcę dłużej czekać.
- Jesteś pewien, że wytrzymasz ze mną do końca życia?
- Jak niczego innego.
- Ok. Zróbmy to.
- Naprawdę?
- Tak!
- Kocham Cię – wyszeptał mi do ucha, po czym wziął mnie na ręce i obrócił wokół własnej osi.
- Ja Ciebie też.

                W najbliższy wolny weekend pojechaliśmy z Piotrkiem do Rzymu. Bartkowi i Marcie jeszcze nic nie powiedzieliśmy, bo nie chcieliśmy zapeszać. Urzędnik wcisnął nas, w i tak napiętym już grafiku, na 15 grudnia. Kiedy wróciliśmy do Maceraty od razu poszliśmy do Kurasia i Marty.

- Mamy do Was sprawę – zaczął od razu Piotrek. – Tylko niech To zostanie tajemnicą…

                Kiedy wtajemniczyliśmy ich w cały plan, bez wahania się zgodzili. Obiecali, że będą milczeć jak grób, co nas bardzo ucieszyło.

- W takim razie jeszcze raz dzięki i do zobaczenia jutro na treningu.
- Cześć. Trzymajcie się.

                Gdy weszliśmy do mieszkania, od razu poszłam pod prysznic. Byłam wykończona dosłownie wszystkim. Kiedy wyszłam z łazienki udałam się wprost do wygodnego łóżka. Jednak po drodze nagle zrobiło mi się słabo. Piotrek widząc, że coś jest nie tak, od razu zaniósł mnie do sypialni, zrobił ziołowej herbaty i przyniósł witaminy.

- Jak jutro nie poczujesz się lepiej, będziemy musieli jechać do lekarza.
- Już jest lepiej. Po prostu zakręciło mi się w głowie.

                Pokręcił głową i spojrzał na mnie z politowaniem. Cudem udało mi się do wygonić do łazienki. Jednak umył się baaardzo szybko, by w ekspresowym tempie znaleźć się obok mnie.

- Piotrek…
- Tak?
- Boję się.
- Wszystko będzie dobrze kotku..
- Ale nie… Bo chodzi o to, że boję się, że mogę być w ciąży..
- Jak to?
- Okres mi się spóźnia już czwarty dzień. Nigdy mi się to nie zdarzyło – w oczach pojawiły mi się łzy.
- Hej, spokojnie. Jeżeli będziemy mieć dziecko, poradzimy sobie. Zawsze będę przy Tobie – przyciągnął mnie do siebie, po czym ucałował w czubek głowy.
- Ja nie jestem gotowa na dziecko, Piotrek…

                Obudziłam się przed 10.00. Czułam się znacznie lepiej, niż wczoraj wieczorem. Kiedy weszłam do kuchni, żeby zrobić sobie kawy, zobaczyłam kartkę napisaną przez Pita. Z tego co zrozumiałam, wizyta u lekarza mnie nie ominie. Niestety…
                Po zjedzonym śniadaniu ubrałam się i postanowiłam pójść na spacer. Jednak nie było mi to dane, bo Piotrek wrócił do domu i od razu zabrał mnie do lekarza.

- Wszystko będzie dobrze – wyszeptał, kiedy zobaczył moją zmartwioną minę.
- Boję się. Piotrek, ja wiem, że chciałbyś być już ojcem, ale dla mnie to za wcześnie. Ok. Jeżeli faktycznie okaże się, że będziemy rodzicami, to się z tym pogodzę. Ale jeśli to był fałszywy alarm, proszę, nie starajmy się o dziecko. Jeszcze nie teraz.

                Widziałam, że na te słowa posmutniał, ale uszanował moją decyzję. Cieszyłam się, że mam go przy sobie.

- Miss Bartman! – usłyszałam głos lekarki.

                Weszłam do gabinetu razem z Piotrkiem. Zdecydowaliśmy, że od razu zrobimy badania USG, żeby nie czekać na wyniki krwi. Chcieliśmy mieć to już jak najszybciej za sobą.
                Wyszliśmy z gabinetu po pół godziny. Od razu udaliśmy się do mieszkania. Po drodze nie odezwałam się ani słowem.
                Koło 14.00 Piotrek razem z Bartkiem udali się na popołudniowy trening, a Marta postanowiła do mnie wpaść. Starałam się zachowywać normalnie, ale nie potrafiłam. Dziewczyna widziała, że coś jest nie tak, jednak nie zadawała pytań.
                Kiedy chłopaki wrócili z treningu, postanowiliśmy we czwórkę wybrać się na jakiś obiad. Wszelkie rozmowy schodziły na temat ślubu. Póki co, nie mówiliśmy na razie nic o mojej ciąży. Najpierw sama muszę oswoić się z tą myślą.
                Po obiedzie poszliśmy na spacer, żeby spalić zbędne kalorie i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Do mieszkań wróciliśmy przed 22.00. Po krótkiej kąpieli od razu położyłam się spać. Jednak długo nie mogłam zasnąć. Cały czas dręczyła mnie dzisiejsza wizyta u lekarza. Tak bardzo bałam się, że nie będę umiała zająć się takim maleństwem. Lecz wiem też, że pokocham je najbardziej na świecie. Chcę, aby moje dziecko wiedziało, jak to jest mieć kochającą matkę. Matkę, która będzie zawsze, gdy zajdzie taka potrzeba. Która wesprze w trudnych momentach, ale i opieprzy, kiedy zrobi się coś złego. Jednak pokocham je tak, jak moja matka nigdy mnie nie pokochała. 

___________________________________________________________________
Tak. Możecie mnie zlinczować. Rozdział miał się pojawić wcześniej, ale nie miałam weny, by napisać cokolwiek, a dwa, że byłam na weekend w Opolu i niestety nie miałam dostępu do komputera. Także przepraszam. 
Jak widzicie, przyspieszyłam trochę akcję. Taki był plan. 
Następny rozdział pojawi się w bliżej nieokreślonym czasie, ale jeszcze w październiku. Przepraszam, że tak Was zaniedbuję, ale dopiero zaczął się rok akademicki i mam jeszcze masę załatwiania. 

Pozdrawiam, no_princess :*

PS. Dopiero teraz zorientowałam się, że piosenka nie ma linku.. Już jest to poprawione :D
Miłego czytania!