czwartek, 28 lutego 2013

3. Surprise!


MUZYKA
 Guns and Horses



Obudziłam się przed piątą. Dlaczego tak wcześnie? Nie mam zielonego pojęcia. Może to przez to, że mój organizm nie odzwyczaił się od porannego biegania? Przez te trzy miesiące, kiedy trzeźwiałam, biegałam codziennie. Po 4 – 5 kilometrów. Taki lekki wysiłek pomagał mi zapomnieć o narkotykowym głodzie. Korzystając z okazji, że i tak już nie zasnę, postanowiłam włożyć dres i pobiegać. Już naciskałam klamkę, kiedy poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę.

- Dokąd idziesz? – zapytał z troską Zbyszek.
- Ja pobiegać, a Ty powinieneś jeszcze spać.
- Musisz? Nie możesz sobie dzisiaj darować? Magda. Nie znasz jeszcze miasta.
- Będę za godzinę.

                Wyszłam, prawie trzaskając drzwiami. Nie przejmowałam się, że On zaraz zacznie odchodzić do zmysłów, czy przypadkiem się nie zgubię. Nigdy nie lubiłam ustępować. Pod tym względem byłam bardzo podobna do Zbyszka. Zawsze stawiałam na swoim, choćby było to najgorsze rozwiązanie. Włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam muzykę. Wybrałam już poznaną mi trasę, która prowadziła do mojego liceum, dlatego że to była jedyną, jak na razie znaną mi drogą. Dobiegłam do parku przed szkołą. Świeże powietrze sprawiło, że nie czułam zmęczenia. Po chwili rozdzwonił się mój telefon.

- Co chcesz?
- Gdzie jesteś? O której będziesz?
- Zibi? Wrzuć na luz.

                Rozłączyłam się. Nie mam zamiaru słuchać jego narzekań, że mogę się zgubić, że nie znam miasta. Nawet jeżeli. Co z tego? Spojrzałam na zegarek. 6.00. Chyba czas wracać. Już słyszę kazanie mojego Braciszka. Wiem, że powinnam być fair wobec niego. Przede wszystkim wobec niego. Tyle, że ja nie potrafię być przesadnie miła. Miła na siłę, na pokaz. To mnie strasznie męczy. Lepiej być sobą, a jeśli ktoś tego nie akceptuje, to już jego problem.
                Do domu dotarłam przed siódmą. Tak jak myślałam. Powrót do domu po porannym bieganiu w nowym mieście = kazanie Zbigniewa Bartmana.

- Wiesz jak się martwiłem? Mogłaś chociaż powiedzieć, dokąd biegniesz.
- Zmieniłoby to cokolwiek? Nie sądzę.
- Madzia…
- Zibi, nie. Ja muszę się nauczyć radzić sobie sama. Życie dało mi niezłego kopa w dupę. Jestem świadoma, że jeden nieodpowiedni ruch i wszystko może wrócić. A teraz wybacz, ale chciałabym się ogarnąć.

                Szkoła, jak szkoła. Gośka co chwilę przedstawiała mnie swoim znajomym, co nie za bardzo mi odpowiadało. Nie chcę rzucać się w oczy. I tak ludzie patrzą już na mnie dziwnie. Właśnie szłam na zajęcia z wychowania fizycznego, kiedy zaczepiła mnie wychowawczyni.

- Cześć Magda.
- Dzień dobry. Coś się stało?
- Nie, spokojnie. Chciałam Cię tylko zapytać, kiedy Zbyszek będzie miał czas, bo jedne papiery musi jeszcze podpisać. – zapytała cicho.
- Porozmawiam z nim i dam Pani znać.

                Weszłam do szatni i przebrałam się. Zwykłe czarne dresy i czerwono biała koszulka komponowały się świetnie. Udałam się na salę, gdzie dziewczyny się już rozgrzewały. Postanowiłam do nich dołączyć.

- Musisz uważać na Pyrzaka, bo nie lubi, gdy ktoś się spóźnia. – zaczepiła mnie Gosia.
- Kto to Pyrzak?
- Trener. Jest trochę cięty na nowe siatkarki, więc uważaj.
               
                Ja mam na niego uważać? Niech on lepiej uważa na mnie. Nie jestem miła i grzeczna. Nikt nie będzie mi mówić, co mam robić.
                Po krótkim truchcie i rozciąganiu zaczęłyśmy trenować. Na początku ten cały trener od siedmiu boleści chciał sprawdzić, jak radzimy sobie na boisku i urządził mały sparing. Nie powiem. Bardzo się ucieszyłam, bo uwielbiam grać. Najlepiej wychodził mi blok i atak. Muszę przyznać, że te laski mają niezły poziom.
                Po skończonych zajęciach, kiedy byłam już po prysznicu zadzwoniłam do Zbyszka. Jednak on mnie uprzedził.

- Właśnie dzwonić miałam do Ciebie. Oznajmiam, że skończyłam zajęcia. Mam iść do domu, czy wpadniesz po mnie?
- Raczej wpadnę.. Piter! Złaź z mojej nogi!..  Za piętnaście minut będę.
- Ok. Czekam.

                Na samą myśl, że zobaczę chłopaków, uśmiecham się. Właściwie widziałam ich niedawno. Wraz ze Zbyszkiem odwiedzali mnie na odwyku. Tak, to są właśnie Przyjaciele. Kiedy przyjeżdżali do ośrodka, robili wszystko, bym zapomniała o tym, gdzie jestem. Bym była po prostu sobą.
                Po obiedzie przebrałam się wzięłam krótki prysznic i byłam gotowa. Czekałam tylko na Brata.

- Boże! Bartman! Na trening jedziesz, nie na pokaz mody.
- No idę. – wyłonił się z łazienki. – A… Zapomniałbym. Po nazwisku to po pysku.
- Uważaj, bo się przestraszę… Bartman.
- Mała nie przeginaj.
- Ruchy! Za dwadzieścia minut powinieneś być na Podpromiu.

                Oczywiście spóźniliśmy się, bo szanowny pan Brat musiał się dokładnie umyć. Ja się pytam po jaką cholerę? Przecież i tak zaraz będzie znowu śmierdzieć potem.
                Weszliśmy do budynku. Zibi pociągnął mnie za sobą. Upewnił się, że wszyscy są już na parkiecie i zaprowadził mnie do szatni.

- Ciebie chyba pojebało, że ja tu będę siedzieć, kiedy Ty będziesz się przebierać.
- Nie masz wyboru.

                Podszedł do drzwi, przekręcił klucz i wziął go ze sobą. Super. Po prostu super. Mój własny brat mnie więzi. Wyjęłam z kieszeni komórkę i włączyłam muzykę na cały głośnik. Co chwilę tylko słyszałam  pseudo śpiew Zibiego.
                Staliśmy przed drzwiami na salę. Dziwnie się czułam. Miałam ochotę uciec. Już robiłam krok w tył, kiedy Zibi mnie zatrzymał.

- Teraz już się nie wykręcisz. Musisz ze mną iść.

                Otworzył drzwi i po cichu udaliśmy się w stronę chłopaków. Chyba nas nie zauważyli, bo zawzięcie o czymś dyskutowali. Już chciałam iść na trybuny, ale Zbyszek pociągnął mnie za sobą.

- Jestem! Przepraszam za spóźnienie. – schował mnie za sobą.
- Dobra, to do roboty chłopaki. 30 kółek. – zarządził trener.
- A mogę jeszcze chwilę zająć? – zapytał Zibi.
- Jak musisz.
- Więc chłopaki. Obiecałem Wam niespodziankę. Wiem, że najbardziej ucieszą się Igła, Pit i Kosa. Także sorry, jakby komuś się nie spodoba niespodzianka, w co wątpię.

                W tym momencie zrobił krok w bok.  

- MAGDAAA! – zaczął krzyczeć Ignaczak.
- No więc przedstawiam tym, co nie wiedzą. Oto moja wspaniała siostra, Magda. Madzia, to są chłopaki. – przerwał Krzyśkowi.
- Zibi. Mówiłeś, że masz niespodziankę, a nie, że się cud spełnił i anioł na ziemię zstąpił.

                Moja mina w tym momencie wyrażała więcej niż tysiąc słów. No w sumie, to słowo może jedno, ale za to takie, które ciągle się powtarza. HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH!!! Ja pierdolę. Co ten człowiek ma w tym pustym łbie?

- Ja pierdolę. Kuba, czy ty udajesz, czy to miało być suche? – odrzekł Igła.
- …
- Co Ty tu robisz? – zapytał Piotrek przerywając dziwną atmosferę.
- Mieszkam. Uczę się. Wkurzam Zibiego..
- To ostatnie mi się podoba. – wtrącił Kosa.

                 Na te słowa wszyscy się zaśmialiśmy. Chwilę później trener pogonił chłopaków do treningu. Ja tymczasem usiadłam na trybunach, włożyłam słuchawki do uszu i zatraciłam się w muzyce. Siedziałam, jak głupia przez dwie godziny plus pół godziny czekania na Zbyszka, aż wygramoli się z szatni.

- Zbigniew! – krzyknęłam, kiedy był jakieś cztery metry ode mnie.
- Moje uszy! Jestem tu, nie musisz krzyczeć.
- Sorry. Miałam się Cię zapytać, kiedy masz chwilę wolnego, żeby papiery jakieś w szkole podpisać.
- Jutro, jak Cię zawiozę to podpiszę.

                Dobrze, że w tym momencie nic nie piłam, bo cała zawartość moich ust wylądowałaby na bluzie Zbyszka. ON? U mnie w szkole?! Pożegnaliśmy się  z chłopakami i wsiedliśmy do samochodu.

- Nic z tego. Przyjedź kiedy indziej.
- Ale czemu nie jutro?
- Bo po budzie już lata info, że jakaś dziewczyna o nazwisku Bartman chodzi do tej szkoły. Cudem wmówiłam mojej klasie, że Cię nie znam.
- Dobra. Coś wykombinuję. Ale coś za coś…

_______________________________________________________________________
Trzeci! Mam nadzieję, że choć trochę się stęskniłyście :) Trochę taki nudny ten rozdział, bo nic za bardzo się w nim nie dzieje, ale na wszystko przyjdzie jeszcze czas. Na drugim blogu rozdział dopiero jutro :)

Pozdrawiam, no_princess :**

środa, 20 lutego 2013

2. The beginning of a new life...



   MUZYKA 
 

            Weszłam do budynku, w którym mam mieszkać. Był nowoczesny, ale przytulny. Mieszkanie, znajdowało się na samej górze. Na szczęście była winda. Nikomu by się nie chciało wnosić tylu walizek na samą górę po schodach. Tata zapukał do drzwi, które po chwili otworzył wysoki brunet. Nie czekałam zbyt długo, tylko rzuciłam mu się na szyję. Bardzo brakowało mi jego bliskości. Wiedziałam, że na nim zawsze mogę polegać. Kiedy weszliśmy do środka Mój Brat od razu pokazał mi pokój, w którym będę mieszkać. Później wróciliśmy do salonu, by przegadać parę spraw. Dotyczyły one szczególnie mnie i mojego pobytu tutaj. Kiedy poszłam na chwilę do łazienki usłyszałam rozmowę mojej mamy z Bratem.

- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, by Magda mieszkała z Wami. Lepiej by było, gdyby została w tym ośrodku. Narkoman, to narkoman. Z nałogu nigdy się nie wyleczy. – zaczęła mama.
- Mamo, to jest bardzo dobry pomysł. Pozna nowych ludzi, zmieni otoczenie. W ogóle nie mam pojęcia, dlaczego masz do Niej taki stosunek. To jest Twoja córka. Powinnaś być z Niej dumna, że chce zacząć żyć od nowa.
- Z czego mam być dumna? Że jest ćpunką? Daruj sobie Synku. Nie broń jej. Jeszcze będziesz dzwonić do nas, że znowu bierze. Mówisz o nowych znajomych, otoczeniu. Co z tego, że nie zna nikogo. Będzie potrzebować prochów, to je znajdzie.
- Do cholery jasnej! Madzia sama wybrała, że chce mieszkać w Rzeszowie. Daj sobie spokój. – wtrącił się do rozmowy Tata, upominając mamę.

                Kiedy wróciłam, udawali, że nie było tamtej rozmowy. Zachowywali się tak, jak wcześniej. Późnym wieczorem rodzice postanowili wracać do Warszawy.

- Dzięki. – pożegnałam mamę.

Stałam jakieś dwa metry od matki. Nawet do niej nie podeszłam. Nie byłam skłonna do przytulania się do rodzicielki. Nigdy nie okazywała mi takich uczuć, więc i ja tego nie robiłam. Nie było mi żal z tego powodu. Właściwie miałam wrażenie, że ona nigdy mnie nie pokochała. Gdyby mogła, zapewne oddałaby mnie do jakiegoś domu dziecka, albo coś w ten deseń. Nawet nie mówiłam do niej „mamo”, tylko zwracałam się do niej bezosobowo.

- Dziękuję Tato. Będę za Tobą tęsknić. Zobaczymy się niedługo. Kocham Cię. – rzuciłam mu się na szyję, za co dostałam buziaka w policzek.

                Mój tata zawsze wspierał mnie w moich decyzjach. Pamiętam, kiedy oznajmiłam, że się wyprowadzam do Rzeszowa. Matka zaczęła krzyczeć, że nigdzie nie jadę, że się nie zgadza. Co zrobił Tata? Zapytał mnie na kiedy ma wziąć wolne w pracy, by mnie tam zawieźć.
Gdy pojechali poszłam się rozpakować. W międzyczasie dziewczyna Mojego Brata zrobiła kolację. Kiedy skończyłam udałam się do jadalni i usiadam z nimi przy stole.

- Nawet nie wiecie, jak jestem Wam wdzięczna, że mogę z Wami mieszkać. – zaczęłam. – Dziękuję.
- Nie musisz. Specjalnie szukaliśmy mieszkania tak, byś mogła tu zamieszkać. Wiedziałem, że tego będziesz chciała.
- Dziękuję. Kocham Was. Jesteście jednymi z niewielu, którzy jeszcze we mnie wierzą. Którzy wierzą w to, że naprawdę się zmieniłam. – powiedziałam, po czym udałam się do łazienki. Krótki prysznic i mogłam iść spać.

- Śpisz już? – zapytał Brat, wchodząc do mojego pokoju.
- Nie. Wejdź. – zaprosiłam Go do środka.
- Cieszę się, że tu jesteś. Tęskniłem.
- Ja też tęskniłam. Dziękuję. Gdyby nie Ty, Tata, Chłopaki, to prawdopodobnie dalej siedziałabym w tym gównie.
- Przecież wiesz, że zawsze Ci pomożemy. Jesteś w końcu moją młodszą siostrzyczką. – uśmiechnął się, po czym objął mnie swymi potężnymi ramionami. – Wiesz… Ja Cię nie chcę martwić, ale jutro pierwszy dzień szkoły. Plan masz na biurku, a książki, zeszyty i te wszystkie pierdółki w środku.
- Musiałeś zepsuć taką fajną chwilę?
- Tak! – zaśmiał się – A teraz śpij, bo wstajesz o siódmej. Do szkoły Cię podrzucę, bo mam po drodze. Dobranoc.
- Dzięki. Dobranoc.

Jak to ze mną bywa, pierwsza noc w nowym miejscu była męcząca. Nie mogłam zasnąć, wierciłam się z boku na bok. Nie wytrzymałam. Włączyłam muzykę, która sprawiła, że moje myśli wyparowały. Dopiero wtedy zasnęłam.
Obudził mnie zapach świeżej kawy. Lubiłam tą woń. Wyzwalała we mnie energię, poprawiała humor i w ogóle działała na mnie pobudzająco. Moje rozważania na temat kawy i jej zapachu przerwał mi wpadający do mojego pokoju Brat.

- Wstawaj. Śniadanie gotowe, a Ty jeszcze w proszku. Nieładnie. – pokręcił głową.
- Już wstaję Braciszku. Za 15 minut będę gotowa.

Poranna toaleta nie zajmowała mi nigdy dużo czasu. Krótki prysznic i umycie zębów. To wszystko. Właściwie nigdy nie robiłam sobie makijażu, bo po co? Jedynie malowałam rzęsy z racji tego, że podkreślały błękit moich oczu.  Nie jestem jedną z tych dziewczyn, które uważają, że pół kilo tapety na twarzy zrobi z Ciebie bóstwo. Nic bardziej mylnego. Zawsze przerażały mnie te wszystkie Barbie, którym wydaje się, że są najpiękniejsze. Jak zmyją z siebie to gówno, to może będą. Przynajmniej będą naturalne, a nie plastikowe. Wracając do rzeczy, tak jak obiecałam 15 minut później siedziałam już w kuchni z Bratem i jego dziewczyną. Zjadłam śniadanie, po czym poszłam się spakować. Wychodząc z pokoju zabrałam jeszcze iPoda i słuchawki i udałam się z powrotem do kuchni.

- Możemy jechać? – zapytał brunet.
- Oczywiście. – uśmiechnęłam się do niego.

Droga do szkoły nie zajmowała dużo czasu. Nie była też nie wiadomo jak skomplikowana, jednak ja dokładnie analizowałam każdy centymetr otoczenia. Chciałam zapamiętać całą drogę, by móc później przyjeżdżać do szkoły na desce.

- Iść z Tobą? – zapytał troskliwie, kiedy zatrzymał się pod budynkiem, przed którym kręciło się chyba pół Rzeszowa.
- Nie. Sama pójdę. Ale dzięki za chęci. Możesz za to po mnie przyjechać. Kończę po drugiej. – uśmiechnęłam się, spoglądając na plan zajęć.
- Dobra, będę. Powodzenia.

Pocałował mnie w policzek, po czym wysiadłam z samochodu. Nie wahałam się. Pewnym krokiem weszłam do budynku i udałam się do dyrektora, który miał mi wszystko wytłumaczyć. Jak się okazało właśnie mam godzinę wychowawczą.
Stanęłam pod klasą wraz z innymi uczniami. Jak na pierwszy rzut oka, dziewczyny nie były plastikami… Ale nie oceniaj książki po okładce Magda! Nie tego Cię uczyli. Po chwili zadzwonił dzwonek na lekcję.
Usiadłam w ostatniej ławce. Była pusta, co mnie bardzo zdziwiło. W końcu tak zwana „elita” zajmuje zawsze ostatnie ławki. Po chwili do klasy wpadła jeszcze jedna dziewczyna.

- Przepraszam za spóźnienie. – rzuciła.
- Nie szkodzi, ale już siadaj.

                Posłusznie wykonała polecenie kobiety. Co mnie zdziwiło, usiadła do mnie. Było tyle innych, wolnych miejsc, a ona musiała wybrać to, obok mnie.

- Cześć. Jestem Gośka. – przedstawiła mi się, szepcząc.
- Magda.

                Cała godzina wychowawcza zleciała na tym, że Nauczycielka poinformowała klasę o tym, że będę się tu uczyć oraz przypomniała wszystkie zasady panujące w szkole. Uświadomiła też nas, że jako klasa sportowa w tym roku szkolnym będziemy mieć egzaminy sprawnościowe, większą ilość wychowania fizycznego itp.
Pozostałe lekcje zleciały dość szybko. Gośka przedstawiła mnie reszcie klasy. Co mnie zdziwiło, nikt nie dopytywał się, dlaczego się przeniosłam do innej szkoły i do Rzeszowa. Jednak kiedy na jednej z lekcji nauczyciel wyczytywał osoby po nazwisku, czułam na sobie przeszywający wzrok całej klasy. No tak. Moje nazwisko wzbudzało wiele podejrzeń. Jednak kiedy pytali mnie, o szczegóły jego pochodzenia, mówiłam, że to tylko zbieżność nazwisk. Czysty przypadek.
Po skończonych lekcjach wyszłam przed budynek. Mój Brat już czekał. Szybko udałam się do samochodu. Przez całą drogę powrotną rozmawialiśmy. O wszystkim i o niczym. Za to go kochałam. Właściwie rozumieliśmy się bez słów. Taka telepatia chyba. Ale co ja tam mogę wiedzieć. Przecież jestem zwykłą 17-latką.
Kiedy po powrocie do domu zjedliśmy obiad, dziewczyna mojego Brata postanowiła zabrać mnie na zakupy. Nie za bardzo podobał mi się ten pomysł, bo wolałabym posiedzieć w domu. Nie chciałam jej jednak robić przykrości. Po kilku godzinach łażenia po sklepach wróciłyśmy z torbami pełnymi zakupów.

- Jesteście. Już myślałem, że się zgubiłyście w tej galerii. – powitał nas mój Brat.
- Bardzo śmieszne kochanie. – odezwała się jego dziewczyna. – Galeria jest duża. Trzeba zwiedzić każdy sklep.
- No dobra już.. Mam nadzieję, że nic nie jadłyście, bo zrobiłem kolację.

Na te słowa wybałuszyłyśmy oczy. MÓJ BRAT I GOTOWANIE? Nie często się to zdarzało. Mój Brat zawsze wolał poczekać, aż ktoś zrobi mu coś do jedzenia. A tu proszę… Coś mi to śmierdziało podstępem.

- Ty coś chcesz. Ja to wiem i Ty także. – oznajmiłam.
- Skądże.
- Mhm... Ja znam to Twoje „Skądże”. – uśmiechnęłam się.
- No dobra. Madziu…

                Mówiłam o zdrobnieniach mojego imienia? Jeśli tak, to muszę uzupełnić co nie co. Tylko mój Brat i Tata mogą do mnie mówić Madzia. Nikt inny.

- Chodzi o to, że chciałem zrobić niespodziankę i przyrządzić Ci Twoje ulubione gofry z owocami i czekoladą...
- …Ale oczywiście to jest łapówka. – dokończyłam za niego.
- No ok. Tak, to jest łapówka. – przyznał zrezygnowany – Musisz jutro jechać ze mną do pracy.
- Ale ja mam szkołę. – przypomniałam.
- Po południu Cię wezmę.
- Musisz?
- Tak. Obiecałem Chłopakom. Powiedziałem im, że mam dla nich niespodziankę i że jutro ją przywiozę.
- Zibi!... 

_____________________________________________________________________
No to jest i dwójka :) Mam nadzieję, że się spodoba. Dziś także pojawiają się nowi bohaterowie, a mianowicie nowa znajoma i Brat Magdy. 

Miłego czytania,
Pozdrawiam, no_princess :*

niedziela, 17 lutego 2013

1. I am...

MUZYKA

My name is...




                Nazywam się Magdalena. Magda. Byle nie Madzia, Lena, Lenka czy jakieś inne zdrobnienia. Są zbyt dziecinne. Jestem  17 – letnią uczennicą liceum sportowego. Kocham siatkówkę, deskorolki i muzykę. Mam tatuaż po wewnętrznej stronie prawego ramienia. Mieszkam w Warszawie. Znaczy się mieszkałam, bo od nowego roku szkolnego zmieniam szkołę i miasto. Dlaczego? Narobiłam sobie zbyt wielu wrogów w stolicy. Siedzę właśnie w samochodzie razem z ojcem i matką, dla której zawsze byłam tym gorszym dzieckiem. Nie wiedziałam, czy dobrze robiłam wyprowadzając się z Warszawy. Z jednej strony poznam nowych ludzi, zacznę wszystko od nowa, z czystym kontem. Ale jak to w życiu bywa medal ma też swoją drugą stronę. W Warszawie zostawiam rodziców, przyjaciół. Chociaż nie. Tych ostatnich nie zostawiam… Bo nie mam.
Nigdy nie byłam dzieckiem idealnym. Bardzo wcześnie zaczęłam się buntować. Opuszczałam szkołę, piłam, paliłam, brałam. Właśnie przez narkotyki straciłam wielu przyjaciół. Właściwie brać, pić i palić zaczęłam jakiś rok temu. Byłam załamana, zraniona. Prochy, trawka i alkohol były takim „pocieszaczem”. Robiłam to, bo czułam się dzięki temu lepiej. W czerwcu trafiłam na odwyk. Wystarczyły mi trzy miesiące, bym znów była czysta. Pomógł mi w tym mój Tata, Brat i jego Przyjaciele. Są to jedne z niewielu osób, które się ode mnie nie odwróciły. Dopiero Oni uświadomili mi, jak wiele tracę z życia. Gdyby nie Oni, prawdopodobnie leżałabym teraz zaćpana w jakimś rowie. Jednak dzięki Nim wyjeżdżam. Dzięki Nim zaczynam nowy rozdział…


____________________________________________________________________
Witam Was na moim nowym blogu. Jak już zapowiedziałam na pierwszym blogu, rozdziały będą się pojawiać tu rzadko. Raz na tydzień, może na dwa tygodnie. Jednak mimo to, mam nadzieję, że będziecie tu zaglądać.

Pozdrawiam, no_princess :*

PS. Zmieniłam piosenkę, ponieważ tamta nie pasowała tu zbytnio :) Mam nadzieję, że lubicie.