sobota, 22 marca 2014

49. Happy but unhappy...



Piotrek

                Wybiegłem z pokoju kończąc połączenie. Kiedy znalazłem pokój Antigi niecierpliwie zapukałem w drzwi. Kiedy usłyszałem odpowiedź wszedłem do środka.

- Trenerze, ja potrzebuję dzisiaj wolnego – powiedziałem prosto z mostu.
- Ale mamy jeszcze później trening.
- Cholera, Antiga! Syn mi się rodzi w Warszawie!
- Trzeba było tak od razu. Jedź! Tylko wróć w jednym kawałku.
- Dzięki!

                Biegiem wróciłem do pokoju. Przebrałem się w prywatne ciuchy, wziąłem dokumenty i klucze od samochodu i szybko udałem się do auta. Po blisko dwóch godzinach jazdy, podczas której złamałem chyba wszelkie możliwe przepisy, wpadłem do szpitala jak poparzony. Gdy tylko udało mi się dowiedzieć gdzie jest Magda, pobiegłem w wyznaczonym kierunku. Kilka godzin później trzymałem na rękach mojego syna.

Magda

- Dziękuję Ci – usłyszałam z ust Piotrka.
-Przyjechałeś…
- Nie mogłem nie przyjechać. Mamy syna – odpowiedział z ogromnym bananem na twarzy.

                Wieczorem Piotrek musiał wracać do Spały. Zuzia bardzo się ucieszyła, gdy jej tata ją odwiedził.
                Trzy dni później wróciłam z Damiankiem do domu w Żyrardowie. Stan Zuzi znacznie się poprawił, co nie oznaczało, że wyjdzie ze szpitala. Cały czas byłam w kontakcie z Piotrkiem, który bardzo się martwił.
                Odwiedzałam Zuzię, kiedy tylko mogłam, jednak z tak małym dzieckiem, jakim jest nasz synek było ciężko.
                Wychodziłam właśnie z domu, kiedy zadzwonił do mnie Zbyszek.

- Cześć siostra!
- Cześć. Co u Ciebie?
- W sumie to nic ciekawego. Dzwonię, bo mam sprawę. Wiem, że lepiej, gdybyśmy pogadali osobiście, nie przez telefon, ale wiesz najlepiej jak jest.
- Zbyś, do rzeczy, bo jadę do szpitala.
- Bardzo długo rozmawiałem z Natalką. Oboje doszliśmy do wniosku, że przełożymy ślub.
- Zbyszek…
- Nie ma Zbyszek. Zdrowie Zuzy jest ważniejsze, niż nasz ślub. Razem z Natalią chcemy, żebyście byli całą czwórką na naszym ślubie.
- Zibi, to nie jest takie proste… Zuza może z tego nie wyjść. Lekarze nie dają jej dużych szans. Jeśli dawca się nie znajdzie…
- Nawet tak nie myśl. Zabraniam Ci. Moja siostrzenica wyzdrowieje i nawet się nie waż myśleć inaczej.
- Muszę być przygotowana na wszystko. Taka jest prawda Zbyszek. Z Zuzą jest coraz gorzej. Jest czasami jakaś poprawa, ale zaraz znów wszystko się pieprzy. Ja już nie daję sobie razy z tym wszystkim.
- Jesteś silna. Dasz radę.

                Po piętnastu minutach rozmowy wreszcie wsiadłam w samochód i pojechałam do Zuzi. Gdy tylko weszłam do szpitala zobaczyłam ogromne zamieszanie. Zauważyłam bardzo zmartwionego tatę, który nerwowo biegł w stronę swojego gabinetu. Przyspieszyłam kroku i zamarłam. W sali Zuzi było mnóstwo lekarzy, wszystkie urządzenia robiły niesamowitego hałasu. Kiedy chciałam wejść do środka, jakaś pielęgniarka skutecznie mi to utrudniała.
                Po kilkunastu minutach, które wydawały się być wiecznością mogłam wejść do Zuzi. Spała. Była podłączona do wszystkich możliwych urządzeń. Ujęłam jej malutką rączę i się rozpłakałam. Nie mogłam jej stracić.
                Po południu przyjechała mama z Damiankiem. Zbliżała się pora karmienia, a nie chciałam zostawiać Zuzi samej. Nie teraz. Nie po tym, jak prawie ją straciłam. Gdy tylko nakarmiłam Damiana, zadzwonił mój telefon. Wyszłam na chwilę z sali i odebrałam.

- Cześć Łukasz.
- Cześć mała, nie przeszkadzam?
- Nie. Nie przeszkadzasz. Co u Ciebie?
- W porządku. Jesteśmy w Polsce i chcieliśmy Was odwiedzić.
- Jestem w Warszawie. Tata postarał się, żeby Zuzię tu przenieść. Ale jeśli to nie problem dla Was, to możecie wpaść. Zuzia się ucieszy, jak zobaczy kochanego wujka.
- Pewnie, że to nie problem. Będziemy jutro koło południa. Co Ty na to?
- Jasne. Będę czekać. A jak tam się Wam układa?
- Kacper strasznie polubił Martę. A ja jestem szczęśliwy. Dobre jest to, że Marta nie próbuje zastąpić chłopakom, szczególnie Kacperkowi matki. Zdaje sobie sprawę z tego, że Aga była jest i będzie zawsze kimś ważnym dla naszej całej trójki i to akceptuje.
- I Ty teraz tak przy niej o tym ze mną rozmawiasz?
- Nie. Marta jest w łazience. Chyba się kąpie.
- No i wszystko jasne. Kurcze. Czemu tak późno przyjeżdżacie. Chciałabym ją poznać dużo wcześniej.
- No niestety. Takie dziewczyny to tylko we Włoszech.
- Może i tak, ale Marta jest Polką. A wiadomo, że Polskie dziewczyny są najpiękniejsze.
- Oczywiście.

                Po chwili rozmowy pożegnałam się z Łukaszem i wróciłam do Zuzi. Chwilę później usłyszała za sobą jakąś osobę.

- Jezu… Nie wierzę. Paweł, co tu robisz? – podeszłam do niego i go przytuliłam.
- Jak to co? Przecież nie mogłem Cię nie odwiedzić  - uśmiechnął się Guma. – Ale żeby dowiadywać się od osób trzecich, że coś jest nie tak. Magda, Magda… Co z Ciebie wyrosło. Oprócz tego, że piękna kobieta.
- Przestań – lekko się zaczerwieniłam. – Nie chciałam nikogo martwić. Piotrek i tak ma już limit wolnego na zgrupowaniu wyczerpany.
- Antiga na pewno to rozumie Magda… I pomyśleć, że kiedyś byłaś taka pyskata, taka niedobra. Co czas robi z ludźmi.
- Co Ziomek robi z ludźmi…
- Też – zaśmiał się Paweł.

                Posiedzieliśmy u Zuzi do 16.00. Kiedy tylko przebrałam i nakarmiłam Damianka poszliśmy we trójkę na spacer. Tak dawno nie widziałam Gumy… Mieliśmy tyle tematów do rozmowy, że nawet nie spostrzegliśmy się, że minęły trzy godziny. Gdy dotarliśmy z powrotem do domu pożegnałam się z Zagumnym, po czym pojechał do swojego domu.
                Kolejna nieprzespana noc. Damianek budził się co chwilę, nie dając mi przespać choćby całej godziny. Kiedy włożyłam go po raz kolejny do łóżeczka poszłam do kuchni napić się soku.

- Jeszcze nie śpisz dziecko? – zapytał troskliwie tata, który właśnie wrócił z dyżuru.
- Damian nie daje mi spać. Co chwilę się budzi. Właśnie go położyłam i przyszłam się napić.
- To szybko wracaj do łóżka i idź spać.
- Idę, idę. Dobranoc tato.
- Dobranoc.

Piotrek:

                Memoriał. Właśnie siedzimy na Podpromiu rozgrzewając się przed meczem z Holandią. Codziennie rozmawiam z Magdą. Mimo, że mi tego nie mówi wiem, że z Zuzią nie jest najlepiej. Nie wszystko da się ukryć, a już na pewno nie ton jej głosu, który łamał się przy co drugim zdaniu. Jednak nie mogłem teraz o tym tyle myśleć. Jestem kapitanem. Muszę poprowadzić drużynę do zwycięstwa.

- Piotrek! Żyj! – szturchnął mnie Winiarski.
- Co?
- Od pięciu minut do Ciebie mówię, a Ty jak zaczarowany. Co się dzieje?
- Wszystko ok – zapewniłem Michała, po czym wróciliśmy do stretchingu.

                Po odegraniu hymnów Marek Magiera wyczytał podstawowe szóstki i gdy tylko zabrzmiał pierwszy gwizdek na zagrywce stanął Kooy. Po obiciu bloku Holendrów udało się nam zdobyć pierwszy punkt.
                W tym secie niestety musieliśmy uznać wyższość holenderskiej reprezentacji. Jednak już drugiego seta tak łatwo nie oddaliśmy. Było ciężko, bo ostatnimi laty Holandia bardzo się wzmocniła, lecz to my wygraliśmy 35:33. Kolejne dwa sety także należały do nas. Mimo dobrej zagrywki pomarańczowych nie odrzuciło nas od siatki na tyle, żebyśmy mieli przegrać. Z resztą, nie mogłem tego przegrać. Musiałem to wygrać dla Zuzi.

- Piotrek. Wygraliście ten trudny mecz. Spodziewaliście się, że będziecie musieli poświęcić aż tyle wysiłku na Holendrów? – zapytał Wanio stając przede mną z mikrofonem.
- No wygraliśmy. Czy się spodziewaliśmy…? Nigdy nie należy ignorować przeciwnika. Po dzisiejszym meczu doskonale widać, że holenderska siatkówka odbudowała się, bo były momenty, kiedy Holendrzy mieli kryzys. Ale teraz możemy spokojnie powiedzieć, że Holandia powoli staje na nogi.
- Ale nie miałeś przez chwilę wrażenia, mówię tu o trzecim secie, kiedy ta gra wymknęła się wam chyba trochę spod kontroli, że możecie nie dać sobie rady? Nie ukrywam, obserwowałem Cię trochę z boku i nie miałeś zbyt wesołej miny.
- Bo ja nigdy nie mam zbyt wesołej miny podczas meczu. Taki poker face– uśmiechnąłem się. – A tak na poważnie, to fakt. Miałem jakieś obawy, że będzie tie-break. Bo był u nas mały przestój, ale podczas przerwy odzyskaliśmy rozum i walczyliśmy.
- I wywalczyliście zwycięstwo. Dziękuję Ci Piotrku za rozmowę i życzę miłego wieczoru.
- Dzięki.

                Po krótkim wywiadzie i kilku zdjęciach poszedłem do szatni. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i poszedłem do autobusu. Po blisko godzinie siedzieliśmy już w swoich pokojach i czekaliśmy na wolne miejsca u Łysego terrorysty.
                Już miałem wychodzić z pokoju, gdy zadzwonił mój telefon. Po spojrzeniu na wyświetlacz od razu odebrałem. Ucieszyłem się, kiedy zadzwoniła, bo nie rozmawialiśmy dzisiaj od śniadania, jednak gdy usłyszałem jedno zdanie z jej ust, wszystko nagle straciło sens. Dosłownie wszystko…

_________________________________________________________________
Nie mam żadnego usprawiedliwienia! Nie było mnie tu miesiąc (nie licząc tych zdjęć) :) Fakt, że drugi semestr jest zawalony zajęciami nie zwalnia mnie z obowiązku napisania choćby zdania dziennie :( Przepraszam, mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone :)
Dziś krótko, bo jest już późno. Mam nadzieję, że jeszcze tu jesteście i nie skreśliłyście mnnie całkowicie :)

Pozdrawiam, no_princess :*

PS. Zapraszam także na mojego drugiego bloga Love Letters Of Great Man, gdzie świat siatkówki miesza się ze światem Bastille :D
PS2. Nie wiem, czemu niektórzy nie lubią Pana Wanio.. Gość jest zajebisty, nie tylko przed kamerą, ale i prywatnie :D

piątek, 14 marca 2014

PRYWATA (Sorry, muszę się pochwalić)

Jako, że nie mam kompletnie weny i czasu, żeby napisać rozdział (staram się jak mogę, ale nie zawsze wszystko idzie po mojej myśli) podzielę się z Wami moimi czwartkowymi doświadczeniami :) W sobotę i niedzielę mam nadzieję zrobić więcej zdjęć, aczkolwiek pochwalę się Wam moimi pierwszymi zdobyczami :) Proszę, nie linczujcie mnie za mój wygląd. Najchętniej podmieniłabym twarz, albo ją jakoś zamaskowała, ale mi się po prostu nie chce. Wiem, jak wyglądam i wiem, że nie najlepiej :D Tak więc, trochę prywaty:

 




PS. Proszę o niekopiowanie zdjęć.

PS 2.  Facundo Conte jest jeszcze przystojniejszy na żywo :D Z resztą Andrzej i Karol także :D