środa, 2 lipca 2014

NEW CHAPTER



Z racji tego, że wiele osób czyta tylko rozdział,  a to, co pod nim omija, napiszę tu. 
Chciałabym Wam bardzo podziękować, że byłyście ze mną przez tyle czasu na tym blogu. Półtora roku minęło w niesamowicie szybkim tempie. Dziękuję Wam za te prawie 150 tysięcy wyświetleń, za ponad 800 komentarzy i 66 obserwatorów, choć wiem, że czytających było więcej. Dziękuję Wam także, że nie skreśliłyście mnie do końca, kiedy nie pisałam przez miesiąc, może czasem dwa. Dlatego ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy wierzyli we mnie, i zostali tu by dokończyć historię Piotrka i Magdy. Obiecałam pewnej osobie, że ten rozdział będzie dłuższy, niż wszystkie pozostałe. Justynka! Dotrzymałam słowa! :) 
Jest mi smutno żegnać się z Wami na tym blogu, bo to opowiadanie jest dla mnie bardzo ważne. Ten blog jest pierwszym, w który tak naprawdę się zaangażowałam. Mam nadzieję, że zostaniecie jeszcze ze mną, bo przygody z blogowaniem jeszcze nie kończę. Nie wiem, jak zareagujecie na ten rozdział, ja sama mam mieszane uczucia. Możecie się trochę pogubić, bo przeskakiwałam co jakiś czas kilka lat. Ale mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Mam jeszcze jedną małą prośbę. Już tradycyjnie proszę o komentarz WSZYSTKICH. Chcę wiedzieć, ile naprawdę Was tu było :)

Pozdrawiam, no_princess :**

                Obudziłam się w szpitalnym łóżku. Nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Wszystko było zamazane. W oddali widziałam tylko zarysy dwóch postaci siedzących na sofie. Mogłam się tylko domyślać, że to Łukasz i Agnieszka. Chwilę później do sali wszedł lekarz i zaczął mówić coś po włosku. Nie umiałam go zbyt dobrze, więc nie rozumiałam za wiele. Kiedy doktor wyszedł Łukasz widząc, że się obudziłam zaczął ze mną rozmawiać, a właściwie to tylko on mówił.

- Nawet nie wiesz, ile miałaś szczęścia, że w ogóle żyjesz.
- Łuk…
- Ciii. Nic nie mów. Ja będę mówił. Miałaś wypadek. Od miesiąca leżysz w szpitalu. Z Olą jest wszystko w porządku, zajęliśmy się nią. Gorzej z Twoim zdrowiem. Masz uszkodzony kręgosłup i to poważnie. Ale jeśli podejmiesz rehabilitację, masz ogromną szansę wrócić do normalnego życia.
- O czym Ty mówisz? – zapytałam przestraszona, ale i oszołomiona.
- Jesteś sparaliżowana, Magda.

Piotrek:

- Wygląda na to, że Pańska żona się nie pojawi – z zamyślenia wyrwał mnie głos adwokata.
- To chyba przemawia na moją korzyść, co?
- Nie chyba, ale na pewno. Może Pan być spokojny. Pani Magdalena nie odbierze Panu syna. Nie po tym, jak wyjechała bez słowa.

                Po chwili zostaliśmy wezwani na salę rozpraw. Kiedy tylko przekroczyłem próg zobaczyłem Ją. Wyglądała jak zmora. Bez chęci do życia. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że to w części moja wina. Ale skoro Jej i tak nie było już w moim życiu, to czemu nie mogę zacząć żyć na nowo? Czemu nie mogę ułożyć sobie życia? Najbardziej było mi szkoda Damiana. Tak bardzo cierpi przez całą tą sytuację.
                Kiedy na salę weszła sędzina Magda nie wstała. Szeptem zapytałem się adwokata o co chodzi, jednak on także nie znał odpowiedzi. Kiedy tylko zapytał on sędzinę dlaczego, głos zabrała Magda.

- Choćby dlatego, że jestem przykuta do wózka, Piotrek. To chciałeś usłyszeć? Nie chodzę. Od roku. Mam nadzieję, że jesteś usatysfakcjonowany – powiedziała patrząc mi w oczy. – Chciałabym wyjść, Wysoki Sądzie, źle się czuję.

                Po chwili już opuszczała salę w towarzystwie Zbyszka. Po trzech godzinach my także wyszliśmy. Sąd od razu dał mi rozwód. Kiedy chciałem porozmawiać z Magdą, Zbyszek skutecznie mi to uniemożliwił. Zdenerwowało mnie to, że nawet nie dopuścił do niej Damianka, który tak bardzo tęsknił za swoją mamą.

- Do cholery daj mu się z nią zobaczyć. To jest jego matka.
- A chcesz, żeby oglądał ją w takim stanie? Nie sądzę. Magda ma depresję. Olą zajmują się Łukasz z Agą, bo ona sama nie jest w stanie. Całymi dniami leży w łóżku i płacze. Już nawet przestała chodzić na rehabilitację. Zanim nie dostała pozwu miała motywację, żeby wrócić. Mam wrażenie, że teraz już nawet nie chce żyć. I jedyną osobą, której możesz za to podziękować, jesteś Ty.
- Tak, zwal całą winę na mnie. Bo to ja wyjechałem bez słowa. To ja porzuciłem rodzinę. Myślisz, że nie próbowałem jej odnaleźć? Chciałem to ratować. Ale jak widzisz Magda odtrąciła zarówno mnie, jak i naszego syna. Ale jak widzisz, tu nie ma czego ratować.

                Odszedłem. Zabrałem ze sobą Damiana i pojechaliśmy do bełchatowskiego mieszkania. Nie bardzo wiedziałem, jak wytłumaczyć małemu, siedmioletniemu chłopcu, że jego mama już nie wróci. Na szczęście moi rodzice postanowili zostać w Bełchatowie na dłużej, co trochę mi ułatwiało całą sprawę. Dopiero wieczorem dotarło do mnie jedno zdanie Bartmana. Olą zajmują się Łukasz z Agą. Kim jest Ola? Czyli Magda już dawno sobie kogoś znalazła…

***

- Ok. A teraz powoli wstajemy.
- Maciek, nie dam rady.
- Dasz. Tam, za szybą stoi Twoja córka. Walczyłaś o to 10 lat. Teraz mi nie wmówisz, że nie dasz rady.

                Przytrzymałam się barierki i powoli wstałam z wózka. Chwiejąc się wyprostowałam sylwetkę i niepewnie popatrzyłam na Maćka. Po przejściu kilku kroków podszedł do mnie i mnie przytulił. Chwilę później do pomieszczenia weszła Ola i także mnie przytuliła.

- Jestem z Ciebie dumna mamo – powiedziała jedenastolatka.
- To teraz zabieram drogie Panie na pyszny deser! W końcu wykonałaś dzisiaj kawał dobrej roboty.

                Maciek. Świetny przyjaciel, profesjonalny rehabilitant. Gdyby nie on, prawdopodobnie nigdy nie wstałabym z wózka. To on sprawił, że miałam siłę. Poznałam go dzięki Łukaszowi. Znają się z czasów, kiedy Łukasz bronił jeszcze barw narodowych. Kiedy po kilku latach postanowiłam zawalczyć o to, by znów stanąć na nogi, wtedy Łukasz mnie z nim poznał. Maciej przyleciał specjalnie do Włoch, żeby mi pomóc.

- Nie. Daj mi kule – powiedziałam, kiedy przyprowadził wózek.
- Jesteś pewna?
- Tak. Siedziałam przez 10 lat. Wystarczy.
- I to mi się podoba – uśmiechnął się do mnie.

                Pół godziny później byliśmy w ulubionej kawiarni Oli. Kiedy zamówiliśmy dla siebie smakołyki do stolika podeszła żona Maćka. Przywitała się z nami po czym poszła zamówić sobie coś zimnego do picia. Po chwili dołączyła do nas i wspólnie pogrążyliśmy się w rozmowie.
                Po wspólnie spędzonym popołudniu z Maćkiem i Agatą wróciłyśmy do domu. Kiedy Łukasz zobaczył mnie wchodzącą o kulach do domu nie mógł wyjść z podziwu.

- Tak żałuję, że rodzice nie mogą tego zobaczyć… - zamyśliłam się wpatrując w ich zdjęcia w portfelu.
- Na pewno byliby z Ciebie dumni.
- Muszę w końcu wybrać się do Polski. Nie byłam na pogrzebie mamy i…
- Hej.. Nic Cię nie goni. Póki co, odstaw najpierw kule, a dopiero potem myśl o jakimkolwiek lataniu.

                Tej nocy nie spałam najlepiej. W jednej chwili, gdy pomyślałam o Polsce, wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Te dobre, jak i złe chwile. Tak bardzo brakuje mi Piotrka i Damiana. Ale wiem, że wracając teraz mogę tylko pogorszyć sprawę. Nie chcę psuć im szczęścia. Piotrek z pewnością ułożył sobie życie na nowo.
                Z samego rana usłyszałam pukanie do drzwi. Nie miałam ochoty wstawać, ale kiedy zza drzwi odezwał się Zibi od razu się rozbudziłam.

- Cześć siostra – uśmiechnął się całując mnie w policzek.
- Przyjechałeś sam, czy z Natalią i dzieciakami?
- Sam. Nie chciałem, żeby Maja opuszczała szkołę, a Kuba przedszkole. A Natka nie dostała wolnego. Także jestem tu tylko ja. Jak się czujesz?
- Od wczoraj chodzę o kulach. Nie jest łatwo, bo po dziesięciu latach spędzonych na wózku jest mi ciężko, ale miałam już dość siedzenia.
- Wiesz, że jestem z Ciebie dumny? Rodzice też by byli.
- Zbyszek… Wiesz może, co słychać u Piotrka i Damiana?
- Radzą sobie. Piter się z kimś spotyka, ale laska ewidentnie chce wyciągnąć od niego kasę.
- Ale chyba nie chcesz mi powiedzieć, że chcesz do niego wrócić.
- Nie Zibi. Nie chcę. Niech sobie układa życie z kim chce. Ale Ola chyba powinna znać ojca. Jest mi z tym źle, że wychowała się bez niego. Że Piotrkowi nie powiedziałam o niej, ale nie potrafiłam. Nie wtedy, kiedy non stop rzucaliśmy się sobie do gardeł, bo nie mogliśmy spokojnie porozmawiać. Najbardziej tylko żałuję tego, że nie zabrałam ze sobą Damiana. Bo on na tym najbardziej ucierpiał…

8 lat później

                Kiedy tylko wstałam, poszłam obudzić Olę. Za trzy godziny miała egzamin, nie mogła zaspać. Zapukałam do jej pokoju, a po chwili usłyszałam no przecież wstałam, mamo. Udałam się do kuchni przygotować śniadanie. Po chwili dołączyła do mnie Ola. Kiedy zjadła, poszła się ubrać i zrobić delikatny makijaż.

- Mamo! Otworzysz? To na pewno Marc – krzyknęła Ola z łazienki, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi.
- Jasne, Ty się szykuj.

                Wpuściłam chłopaka córki do środka. Bardzo go lubiłam. Był miły, dobrze wychowany. Cieszyłam się, że Ola jest z kimś, komu na niej zależy. Widziałam, że Marc też bardzo przejmował się egzaminami Aleksandry. Był od niej rok starszy. Poznali się gimnazjum. To była jedna z pierwszych osób, które odezwały się do niej w nowej szkole.
                Gdy tylko odzyskałam pełną sprawność w nogach znalazłam nam małe mieszkanie na obrzeżach Trento. Kończąc podstawówkę, Ola musiałaby dojeżdżać do gimnazjum na drugi koniec miasta. Bałam się o nią, więc przeniosłam ją nieco bliżej. Była dla mnie wszystkim.

- Mamo…
- Tak?
- Te wakacje chcę spędzić w Polsce – powiedziała wychodząc z domu.
- Powodzenia na egzaminie.

                Kiedy Marc zawiózł Olę na egzamin, ja wybrałam się do Żygadłów. Siedzieliśmy przy kawie i wspominaliśmy stare czasy. Co chwilę jednak wpatrywałam się w telefon, czekając na wiadomość od Oli, jak poszedł jej egzamin.

- Zostaw ten telefon – Łukasz zabrał mi urządzenie z ręki.
- Ola chce jechać na wakacje do Polski.
- Co w tym złego?
- Boję się, że będzie chciała odszukać Piotra.
- Nie sądzisz, że powinna wiedzieć, kto jest jej ojcem?
- Wiem, że powinna…
- Ale…
- Co ale?
- No zawsze jest jakieś ale. Teraz z pewnością też.
- Ale boję się konfrontacji z Piotrkiem. Nie rozmawialiśmy przez 17 lat. Nie widzieliśmy się. A co, jeśli on nie zaakceptuje Oli? Jeśli powie, że chcę go wrobić w ojcostwo?
- Magda, samymi domysłami nic nie wskórasz. Nie przekonasz się, póki nie spróbujesz.

***

- Tak się cieszę, że się zgodziłaś! Chciałabym poznać tych ludzi, o których mi tyle opowiadałaś. Ignaczak, Winiarski, Ruciak, Możdżonek, Zagumny! Mamo!
- Spokojnie. Mamy całe wakacje – powiedziałam, siedząc na balkonie rodzinnego domu.
- Mamo…
- Tak?
- Co byś powiedziała na to, żebyśmy przyjechały do Polski na stałe? Może zdecyduję się na tutejsze studia?
- A Marc? Co z nim?
- Kiedy wracaliśmy ze szkoły, rozmawiałam z nim o tym. Powiedział, że uszanuje każdą moją decyzję. Spróbujemy związku na odległość. Jeśli nie wyjdzie, trudno. Widocznie nie byliśmy sobie pisani.
- Skoro już podjęłaś decyzję… Ola, ja nie będę zawsze za Ciebie decydować. Czas zacząć podejmować własne decyzje. Raz będą gorsze, raz lepsze, ale człowiek uczy się na własnych błędach. Ja tez wiele ich popełniłam. Niestety nie cofnę tego, co zrobiłam, choć bardzo bym chciała. Chcę spróbować to naprawić, ale nie wiem, czy z takim skutkiem, jakiego pożądam.
- Mamo, do czego zmierzasz?
- Myślałam o tym już od dawna. Bałam się, że kiedyś mnie o to zapytasz, a ja nie będę wiedziała, jak Ci odpowiedzieć. Chcę, żebyś poznała swojego ojca. Zasługujesz na to.
- Ale ja nie wiem, czy chcę go poznać. Nie wiem, czy on na to zasługuje. Zostawił Cię. Zostawił Nas!
- Olu… Nie znasz całej prawdy. To ja wyjechałam. To ja go pierwsza zostawiłam. Jego i Twojego brata.
- Mam brata? – zapytała zdziwiona.
- Tak. Jest od Ciebie pięć lat starszy.
- Ale dlaczego wyjechałaś?
- Miałam dość tego, że tata się ode mnie odsuwa. Ode mnie i od Damiana. Nie przyjeżdżał do domu, okłamywał mnie. Nawet podejrzewałam go o zdradę.Tata o Tobie nic nie wie. Przynajmniej tak przypuszczam. Kiedy wyjechałam, nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Dowiedziałam się dwa, trzy tygodnie później, gdy wujek Łukasz niepokoił się o mój stan zdrowia.
- Zmieniłam zdanie. Chcę go poznać – powiedziała wchodząc do domu.
- Ola! Olka! Przepraszam…
- Mamo, Ty nie musisz przepraszać. Chcę poznać tego dupka, przez którego się tyle wycierpiałaś.
- Ale nie zapominaj, że dał mi coś bardzo cennego. Ciebie.

                Dwa dni później postanowiłam się przemóc i zabrałam Olę do Bełchatowa. Z informacji Zbyszka wynikało, że Piotrek nadal tam mieszka.
Zapukałam w drzwi jednorodzinnego domu. Kiedy po kilku chwilach nikt nie otwierał, ruszyłam w stronę furtki.

- Słucham? – usłyszałam nagle za plecami.
- Cześć Piotrek.

                Przez chwilę patrzył na mnie lekko zdziwiony. W jego oczach dostrzegałam, że nad czymś intensywnie myśli.

- Magda…

                Po kilku chwilach we trójkę siedzieliśmy w jego salonie. Piotrek zrobił herbatę i wyjął ciastka z szafki.

- Moje ulubione – powiedziałam.
- Innych nie kupuję – odparł, patrząc się w podłogę.
- Może przejdę do rzeczy. Przyznaję, nie przyjechałam do Ciebie bezinteresownie. Właściwie, robię to dla Oli, nie dla Ciebie. Jednak i Ty i Ola powinniście znać prawdę.
- Mamo, czy…
- Tak, Ola. Piotrek, to jest Twoja córka.
- Co? Nie wierzę Ci. Ja mam tylko jedno dziecko.

                Na te słowa Ola wybiegła z domu. Ruszyłam zaraz za nią, jednak była o wiele szybsza. Wsiadłam w samochód i pojechałam jej szukać. Niestety musiała biec jakimiś uliczkami i alejkami, w które nie wjadę autem. Zgubiłam ją.
                Wróciłam do domu Piotrka. Nie pukając, weszłam do środka i zaczęłam krzyczeć, że wszystko przez niego. Że właśnie straciłam wszystko, co miałam.

- Jezu! Co się tu dzieje? – moje wyrzuty przerwał Damian. Byłam pewna, że to on. Tak bardzo przypominał Piotrka. Jak dwie krople wody. – Tato, dlaczego obca kobieta krzyczy na Ciebie w Twoim własnym domu.

                Już chciałam coś odpowiedzieć, kiedy rozdzwonił się mój telefon.

- Już po Ciebie jadę – powiedziałam do słuchawki. Wybiegłam z domu, wsiadłam do samochodu i pojechałam po Olę.

Kilka dni później, siedząc z Olą w salonie usłyszałam dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałam i otworzyłam. Zamarłam, kiedy zobaczyłam, kto przyszedł. Był ostatnią osobą, jakiej bym się spodziewała.

- Dzień dobry, Mamo – mówiąc to przytulił mnie i wręczył mi bukiet kwiatów.
- Damianku… Przepraszam za wszystko – wyszeptałam.
- Ty na pewno jesteś Ola – powiedział, kierując swój wzrok za moją osobę. – Cześć, jestem Damian i wygląda na to, że jestem Twoim starszym bratem – jej także wręczył bukiet kwiatów tyle, że mniejszy.
- Chodź. Czego się napijesz? Kawy, herbaty, soku?
- Herbaty poproszę.
- Siedź mamo, ja zrobię – odezwała się Ola wstając z miejsca.
- Przepraszam za tatę.
- Damian nie musisz. On jest dorosły. Rozumiem, że po tym, co zrobiłam, mi nie wierzy. Liczyłam się z tym. Ola też o tym wiedziała, ale mimo wszystko, kiedy Wasz ojciec powiedział, że on ma tylko jedno dziecko… Olę to zabolało. Bo przez całe życie miała tylko mnie i nagle, kiedy poznaje swojego ojca, on ja odtrąca.
- Dlaczego wyjechałaś? Dlaczego nie wróciłaś? Czekałem na Ciebie Mamo.
- Wyjechałam, bo uznałam, że tak będzie lepiej. Piotrek mnie całkowicie odtrącił. Przy Tobie pokazywał, że wszystko gra, ale tak naprawdę nic nie grało. Pamiętam, kiedy byłeś mały i przyszedłeś do mnie do sypialni. Położyłeś się obok mnie i wtuliłeś. Po chwili zapytałeś, czy tata Cię jeszcze kocha. Ciebie nigdy nie przestał. Miałam natomiast wrażenie, że mnie owszem. Chciałam wrócić, ale kiedy Wasz tata złożył pozew, załamałam się. Nic dla mnie się nie liczyło. Nawet Olą zajmowali Żygadły. Dopiero po kilkunastu sesjach u psychologa postanowiłam zawalczy chociaż o to, by wstać z wózka. Wiem Damian, że masz do mnie żal. Dziękuję Ci, że mnie nie odtrąciłeś, jak zrobił to Wasz tata.
- Tak się cieszę, że wróciłaś Mamo.
- Jak w ogóle znalazłeś adres? – zapytałam chcąc zmienić temat.
- Wujek Zbyszek – chodząca encyklopedia.

                Dwa tygodnie później ponownie spotkałam się z Piotrem. Tym razem sam na sam. Chciałam opowiedzieć mu wszystko. Od dnia, kiedy zaczęliśmy się od siebie oddalać, od dnia, kiedy po raz ostatni się kochaliśmy, od dnia, kiedy zaczęłam nowy rozdział w życiu…
                Uwierzył. W końcu uwierzył mi, że Ola jest jego córką. Po wielu długich godzinach postanowił się z nią zobaczyć. Porozmawiać, przeprosić.
                Kilka dni temu dostałam zaproszenie na ślub Damiana. Kiedy zobaczyłam nazwisko jego narzeczonej, uśmiechnęłam się szeroko. Kubiaki muszą pchać się dosłownie wszędzie. Ale mam nadzieję, że z Polą będzie szczęśliwy.


Bełchatów, dwa lata później.

                Siedzieliśmy właśnie z Piotrkiem na sofie i sączyliśmy wino, kiedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Tak. Wróciliśmy do siebie. To była bardzo trudna i czasochłonna decyzja, ale postanowiliśmy spróbować. W końcu każdy zasługuje na drugą szansę.

- Cześć dziadki – uśmiechnął się Damian, trzymając w rękach nosidełko z małą kruszynką.
-Wchodźcie. Zaraz zrobię Wam ciepłą herbatę z maliną.
- Ale najpierw mamo chodź. Chcielibyśmy wam przedstawić waszą wnuczkę. Zuzia, to jest babcia i dziadek – zwrócił się do uśmiechniętej buźki dziecka. – Mamo, tato, to jest Zuzia.


To już jest koniec, nie ma już nic. Jesteśmy wolni, możemy iść.

sobota, 7 czerwca 2014

51. Why you do this?



- Mamusiu…. Nie płacz – usłyszałam głos małego Damianka. Otarłam łzy i przytuliłam synka. – Kiedy przyjedzie tata?
- Na pewno niedługo.

Co miałam mu powiedzieć? Że nie wiem, czy Piotrek w ogóle wróci na parę dni przed Euro? Od śmierci Zuzi tak rzadko wracał do domu. Czasem mam wrażenie, że jemu już nie zależy.

- Pojedziemy do babci? Na pewno się ucieszy – szybko zmieniłam temat.
- Taaaaaak! – Damian krzyknął z radości.

                Poszłam do jego pokoju, spakowałam kilka rzeczy, po czym zaszłam jeszcze do swojej sypialni po kilka ciuchów.
                Jechaliśmy dobrą godzinę. Korków na drodze nie było, jednak pogoda nie sprzyjała. Kiedy tylko zajechaliśmy pod mój rodzinny dom Damian nie mógł usiedzieć w siedzeniu. Wysiadłam z samochodu, odpięłam jego i zabrałam nasze torby. Nim się obejrzałam Damianek biegł już do mojej mamy.

- Cześć mamo. Nie zwalamy Ci się na głowę?
- Przecież wiesz, że nie. Miło mieć wszystkie dzieci przy sobie.
- Zibi też jest?
- Oczywiście. Chodź.

                Weszłam do domu i nawet nie zdążyłam usiąść, bo Zbyszek porwał mnie na górę.

- A teraz gadaj, co się dzieje. Rozmawialiście?
- Jak? Zbyszek, on nawet już nie przyjeżdża… Czasem mam ochotę to wszystko zostawić i wyjechać stąd.
- Może takie dłuższe wakacje wyszłyby Wam na dobre.
- Wyjechać sama, Zibi.
- Chcesz go zostawić? Jak on się poczuje?
- Tak samo jak ja się czuję. Ostatnio rozmawiałam z Dagą Winiarską. Pytała się, gdzie pojechaliśmy na ten tydzień, kiedy chłopaki mieli wolne… Co ja jej miałam powiedzieć? Że mój łaskawy mąż nie raczył pojawić się w domu? Ja już nie wiem, co mam mówić Damianowi. Co chwilę pyta o Piotrka. Dlatego przyjechałam. Chcę podrzucić mamie na parę dni małego i jechać do Spały.
- Chcesz, możemy się zająć nim z Natką. Maja i Kuba się ucieszą. Przy okazji odciążymy trochę mamę. Też ma już swoje lata.  
- Jesteś kochany.
- Wiem.

                Wieczorem pożegnałam się ze wszystkimi, a w szczególności z Damiankiem obiecując, że wrócę za kilka dni. Wsiadłam do samochodu i pojechałam w kierunku Spały.

- Cześć Kaśka. Chciałam się zapytać, czy chłopaki już wrócili do ośrodka?
- Cześć, 213 – powiedziała podając mi zapasowy klucz.
- Dzięki.

                Weszłam na drugie piętro i szybko odnalazłam pokój Piotrka. Zapukałam dwa razy, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Włożyłam klucz do zamka i o dziwo udało mi się otworzyć. Zapaliłam światło i zastałam pustkę. Nie było tu nic, prócz porozwalanych rzeczy, które na 100% należały do Bartka i Piotrka. Wyszłam z pokoju, zamknęłam go na klucz i wyszłam na poszukiwanie swojego męża.
                Nie musiałam długo szukać. Kilka pokoi dalej słychać było donośny śmiech co oznaczało, że Winiar nadal jest  w formie. Głośno zapukałam i nie czekając na odpowiedź weszłam do środka. Przywitałam się ze wszystkimi i znacząco popatrzyłam na Piotrka. Wiedziałam, że był zaskoczony moją wizytą.

- Myślę, że powinniśmy pogadać – powiedziałam dobitnie, a wokół siebie usłyszałam przeciągłe „uuuuuu”.

                Wyszliśmy z pokoju i poszliśmy do Piotrka. Usiedliśmy na łóżku i milczeliśmy patrząc sobie w oczy.

- Dlaczego nam to robisz? – zapytałam w końcu. – Dlaczego nas zostawiasz?
- Magda..
- Co Magda?! Jeśli tak bardzo Ci przeszkadzamy, śmiało. Powiedz, a odejdę. Zabiorę naszego synka i wyjedziemy. Nie zobaczysz już nas więcej.
- Nie chcę, byś gdziekolwiek wyjechała i nie pozwolę Ci na to.
- Piotrek, minęły już cztery lata. Ja się pogodziłam ze śmiercią Zuzi, ale nadal Cię potrzebuję. Oboje Cię potrzebujemy.
- Przepraszam. Wiem, że popełniłem błąd… Obiecuję, że naprawię to wszystko, że będziemy szczęśliwi. Ja, Ty i nasz syn.
- Nie obiecuj. Po prostu to zrób Piotrek, bo ja mam dość obiecywania.
- Dobrze. Na jak długo przyjechałaś?
- Trzy, może cztery dni. Muszę wracać do pracy i obiecałam Damiankowi, że nie będę długo.
- Czemu go ze sobą nie zabrałaś?
- Bo byłam przygotowana na kłótnię, zresztą nie pierwszą. Nie chciałam, żeby mały widział, jak się kłócimy.
- Jasne.

                Po tych kilku dniach musiałam wracać do Damianka. Miło spędziłam czas z chłopakami, ale to już nie to samo, kiedy przyjeżdżałam do Spały kilka lat temu.
                Gdy tylko wróciłam z Damianem do Bełchatowa, zadecydowaliśmy, że idziemy do kina. Akurat grali jakiś film dla dzieci. Powinnam mu wynagrodzić to, co przechodzę teraz z Piotrkiem. To wszystko się na nim odbija, więc i jemu trochę rozrywki się przyda.

- Idziesz ze mną jutro do pracy?
- TAK!
- A nie będziesz się nudził?
- Nie mamo… Bo ja nie chcę zostawać z panią Basią. Ona mnie nie lubi.
- Jak to Cię nie lubi. Powiedziała Ci tak? – zapytałam lekko zmartwiona.
- Bo jak niosłem kubek z piciem i wylałem soczek, to ona powiedziała, że jestem głupim dzieciakiem i zaczęła na mnie krzyczeć.
- Jutro porozmawiam z nią, tak? – na moje pytanie pokiwał głową i położył głowę na poduszkę.
- Mamusiu…
- Tak? – zapytałam, kiedy wychodziłam już z jego pokoju.
- Kocham Cię – uśmiechnął się promiennie.
- Ja Ciebie też synku kocham.

                W ciągu kilku następnych dni szukałam nowej opiekunki dla Damiana. Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi wstałam z sofy. Nie zdążyłam otworzyć, bo Damianek przybiegł do mnie z informacją, że jakaś pani do mnie przyszła.

- Kochanie, ile razy mówiłam, że nie wolno otwierać samemu drzwi?
- Przepraszam mamusiu. Więcej nie będę – powiedział ze skruchą, spuszczając w dół głowę.
- Malwina? – zapytałam zdziwiona widząc znajomą ze studiów w progu.
- Magda? No nieźle.

                Zaprosiłam Malwinę do środka i zrobiłam nam mrożonej kawy. Chwilę porozmawiałyśmy o pracy, po czym pokazałam jej dom.

- Tak, słucham? – zapytałam odbierając dzwoniący telefon.
- Ja dzwonię w sprawie pracy.
- Przykro mi, ogłoszenie jest już nieaktualne. Spóźniła się pani o dosłownie pół godziny.
- Ach.. Szkoda. W takim razie do widzenia.
- Miłego dnia.

                Wieczorem, po długiej rozmowie z Piotrkiem, a potem jeszcze ze Zbyszkiem, poszliśmy spać. Leżąc już w łóżku zaczęłam rozmyślać. Po chwili zobaczyłam, jak drzwi do pokoju się otwierają. Damianek wszedł do łóżka i mocno się we mnie wtulił.

- Mamo, a czy tata jeszcze mnie kocha? – zapytał smutnym głosem.
- Damian, skąd w ogóle to pytanie? Oczywiście, że tata Cię kocha.
- No bo.. Bo tata nie przyjeżdża do domu. Tęsknię za nim.
- Ja też za nim tęsknię. Ale tata ma taką pracę. Musi wyjechać, żebyśmy mogli być z niego dumni. A teraz proszę spać. Jest już późno.

                Totalnie osłupiałam, kiedy Damian wyszedł z mojego pokoju i poszedł spać do siebie. Zamykając drzwi usłyszałam jeszcze dobranoc, mamusiu. Pierwszy raz jego zachowanie mnie zszokowało. Byłam pewna, że zostanie na noc, jak to miał w zwyczaju. Nie zastanawiając się długo wzięłam przykład z Damianka i przykładając głowę do poduszki zasnęłam.

_____________________________________________________________
Jak obiecałam, dodaję kolejny rozdział. Mimo, że pomysłu mi nie brakuje na zakończenie tej opowieści, to totalnie nie wiem, jak się do tego zabrać. 
Jak widzicie, akcja przyspieszyła. Mamy już 2021 rok. A to oznacza, że koniec zbliża się nieubłagalnie. Nie chcę Was zanudzać, opisując dzień po dniu całą historię, dlatego już wkrótce pożegnamy się na tym blogu.
Na dzisiaj to tyle. Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał. Swoje opinie możecie wyrażać przez komentarze, które są dla mnie bardzo ważne.

Pozdrawiam, no_princess :**

PS. Zachęcam do zajrzenia na Love Letters..., gdzie nie mam zamiaru jeszcze kończyć historii Jo :)

środa, 4 czerwca 2014

WAŻNE!!!!!

Kochane, 
wiem, że zawaliłam sprawę. Od dwóch miesięcy nic nie wstawiałam. Długo myślałam nad losami tego bloga. Postanowiłam, że go dokończę. Będzie jeszcze kilka rozdziałów i koniec. 
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nie chcę, żebyście pomyślały, że mnie nie obchodzicie, bo tak nie jest. Nawet studia mnie nie usprawiedliwiają, bo szczerze mówiąc, ostatnio nie miałam zbyt wiele na głowie. Chyba się wypaliłam...
Zdaję sobie sprawę, że większość z Was przekreśliła mnie i prawdopodobnie już tu nie zagląda. Nie mam Wam tego za złe. Rozumiem to. Jednak tym, co czekają, dziękuję.
Nowy rozdział planuję wstawić na dniach, bo mam już dwie strony napisane. Nie chcę Wam oddawać do czytania czegoś, co jest niedokończone. 

Dziękuję za zrozumienie, Wasza no_princess :**

niedziela, 13 kwietnia 2014

50. The moment of silence



- Piotrek, ale jak sobie to wyobrażasz? Jesteś kapitanem, jesteś jednym z fundamentów drużyny. Nie możesz tak nagle, w trakcie turnieju wziąć wolnego. Jesteś w meczowej dwunastce.
- Dobra, powiem wprost. Właśnie dzwoniła do mnie żona. Nasza córeczka zmarła. Bycie z moją rodziną jest teraz ważniejsze, niż jakiś turniej.

Po wybłaganiu u trenera kilku dni wolnego pojechałem do Warszawy. Nie zważałem na przepisy, radary. Magda mnie teraz potrzebuje. Ja potrzebuję jej.
                Wszedłem do szpitala i od razu ją zauważyłem. Siedziała skulona na szpitalnym krzesełku. Nie myśląc długo podbiegłem do niej i mocno przytuliłem.

Magda

Obudziłam się rano wtulona w Piotrka. Nie bardzo do mnie dochodziło, co się wczoraj stało. Miałam wrażenie, jakby wszystko było snem. Wstałam po cichu, by nie obudzić Piotrka i poszłam zrobić kawę. Gdy weszłam do kuchni zobaczyłam Sandrę i Mateusza oraz małą Patrycję. Wnioskując po ich minach, o niczym nie wiedzieli. Po chwili dołączył do nas Piotrek. Jego siostra była trochę zdziwiona, że Piotrek jest w domu w momencie, kiedy powinien być na zgrupowaniu.

- Skoczymy po śniadaniu na miasto? – zapytał Piotrek, kiedy na chwilę zostaliśmy sami.
- Jasne. Piotrek, proszę… W miarę możliwości nie rozmawiajmy o tym, ok.?
- Wiesz, że kiedyś będziemy musieli.
- Wiem Kochanie, ale na razie nie potrafię.
- Dobra.. A teraz gadać, co się dzieje – Sandra weszła do kuchni. – Coś z Zuzią, tak?

Gdzieś w Rzeszowie:

- Siadajcie – rozkazał Antiga. – Mam Wam coś ważnego do przekazania.
- Ale nie ma wszystkich. Znaczy Pita nie ma – krzyknął Zatorski.
- No on chyba nie przyjdzie – powiedział pod nosem Kurek.
- Cisza! No właśnie chodzi tu o Piotrka. Prosił mnie, bym przekazał Wam to delikatnie, ale nie potrafię. Piotrek nie zagra ani w dzisiejszym meczu, ani w jutrzejszym. Winiarski, jesteś kapitanem. Wczoraj wieczorem córeczka Piotrka zmarła i pojechał do domu być teraz przy żonie.

                Po chwili na sali nie było już Zbyszka. Pobiegł za nim Kubiak, a trener popatrzył trochę ze zdziwieniem na tą sytuację.

- Co mu się stało?
- Żona Nowakowskiego jest siostrą Bartmana – wyjaśnił Możdżonek.

                Kiedy wszyscy się rozeszli po pokoju trenera przyszedł Winiarski.

- Mogę zająć Ci chwilę?
- Jasne. O co chodzi?
- Rozmawiałem z chłopakami…

Magda:

- Magda? Boże! Nie wierzę! – usłyszałam, jak ktoś mnie woła. Obróciłam się i zobaczyłam znajomą z czasów, gdy uczyłam się jeszcze w Warszawie. – Magda… Co się z Tobą działo?
- Piotrek, zostawisz nas na sekundę? Zaraz do Ciebie dołączę – zwróciłam się do środkowego.
- Jasne. Będę czekać w tamtej kawiarni – wskazał ręką na pobliski budynek.
- Co się ze mną działo? Wszystko. Wyprowadziłam się z Warszawy, mieszkałam z Zibim.
- I teraz wróciłaś w rodzinne strony. I to nie z byle kim..
- Jestem tu w sprawach rodzinnych. Nie planuję powrotu do Warszawy na stałe.
- Wszyscy spisali Cię na straty. Wiele osób się o Ciebie martwiło.
- Po tym, jak ćpałam? – przytaknęła. – Dzięki pewnym osobom wyszłam na prostą, zaczęłam nowe życie. Słuchaj, nie mam za bardzo czasu. Zgadamy się kiedyś, ok.?
- Pewnie. Trzymaj się i do zobaczenia.
- Pa.

                Szybko dołączyłam do Piotrka i poszliśmy załatwiać wszystkie sprawy związane z pogrzebem Zuzi. W ciągu trzech godzin udało nam się wszystko ogarnąć.

- Piotrek, chcę pojechać jutro z Tobą do Rzeszowa.
- Na pewno?
- Tak. Ty musisz jechać, a ja chcę pojechać razem z Tobą. Po prostu jak tu zostanę, to dostanę szału. Weźmiemy Damianka i odwiedzimy przy okazji Ignaczaków. Piotrek..
- Tak?
- Póki jesteśmy jeszcze w Warszawie, chciałabym gdzieś pojechać.
- Jasne. Zadzwonię tylko do mamy, że trochę później wrócimy.

                Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy pod właściwy adres. Przez jakieś 10 minut nie wychodziłam z auta. Wzięłam kilka głębszych wdechów i otworzyłam drzwi.

- Na pewno chcesz iść sama?
- Chyba tak. Ale przyjdź później.
- Ok. Za 15 minut? – przytaknęłam.

                Otworzyłam bramkę i weszłam na podwórko. Usłyszałam głosy dochodzące zza budynku. Od razu udałam się w tamtą stronę. Zobaczyłam wujka Bartka z rodziną i od razu do oczu napłynęły mi łzy. Wujek był tak podobny do taty…
                Przywitałam się z nimi i podeszłam do mamy. Mimo początkowych obiekcji nie zastanawiałam się długo i też ją przytuliłam.

- Przepraszam – wyszeptałam ze łzami w oczach.
- To ja przepraszam. Zniszczyłam Ci życie, a Ty po prostu potrzebowałaś matki, którą nie potrafiłam dla Ciebie być.
- Mamo… To ja przepraszam. Za wszystko co powiedziałam… Za to, że nie chciałam Cię słuchać, kiedy mówiłaś o Marysi… Teraz wiem, co przeżywałaś.
- O czym mówisz, dziecko? – zapytał wujek.
- Ja… Przez ten czas… Po śmierci taty tak wiele się wydarzyło… Wzięłam ślub, urodziłam dwójkę dzieci. Damianek ma miesiąc… Zuzia… Ona… Miała chore serduszko. Zmarła wczoraj wieczorem.

                Mama natychmiast mnie przytuliła. Doskonale mnie rozumiała. Mimo wielu lat nieporozumień, sprzeczek, ucieczek z domu, była jedyną osobą, która mogła mnie zrozumieć.
                Chwilę później usłyszałam ciche dzień dobry wypowiedziane z ust Piotrka. Przedstawiłam go oficjalnie jako mojego męża po czym usiedliśmy wspólnie przy kawie. Po blisko godzinie musieliśmy wracać. Zbliżała się pora karmienia Damianka. Obiecałam, że będę częściej odwiedzać mamę. Chciałabym nadrobić ten stracony czas.
                Wieczorem spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i z samego rana wyjechaliśmy do Rzeszowa. Jechaliśmy na dwa samochody, bo Piotrek pożyczył samochód Igły, a potem musimy czymś wrócić do Warszawy na pogrzeb.
                Po kilku godzinach jazdy byliśmy już na miejscu. Przywitaliśmy się z Ignaczakami. Rozpakowałam rzeczy i pojechaliśmy na Podpromie, gdzie za pół godziny miał zacząć się mecz z Argentyną.

Podpromie, korytarz:

- Co się dzieje? – Conte zaczepił Zatorskiego, gdy ten wychodził z szatni.
- A co ma się dziać?
- No to – Argentyńczyk wskazał na czarną opaskę na ramieniu Libero.

                Gdy Paweł wytłumaczył o co chodzi, Conte od razu wrócił do szatni.

- Tylko Facu! Jakby dziennikarze o coś pytali, to nie mówcie, o co chodzi.
- Nie ma problemu.

Magda:

Weszliśmy na halę usiedliśmy na trybunach. Damiankowi bardzo spodobały się słuchawki, które tłumiły dźwięk, bo kiedy chciałam je zdjąć, by poprawić mu czapeczkę, to buntował się i krzyczał.
Zaczął się mecz. Ostatni w tym Memoriale. Odegrano hymny obu krajów i na zagrywce stanął Uriarte. Piłka trafiła wprost na dłonie Zatiego. Rozegranie Fabiana i krótka przesunięta Wrony zaskutkowały pierwszym punktem dla Biało-Czerwonych.
Po wygranej 3 – 2 z Argentyną nadszedł czas na wręczenie medali. Na trzecim miejscu podium stanęli Holendrzy, na drugim Argentyńczycy, a na pierwszym Nasza drużyna.
                Po wręczeniu nagród indywidualnych nadszedł czas na wręczenie medali. Kiedy krążki zawisły na szyjach siatkarzy Winiar wziął od Marka Magiery mikrofon.

- Zanim odśpiewamy hymn, chciałbym prosić Was o jedną rzecz. W piątek pewna mała osóbka, która była nam bardzo bliska powiększyła grono aniołków. Dlatego mam do Was prośbę, uczcijcie razem z nami jej pamięć chwilą ciszy.

                Zaczęłam płakać. Iwona siedząca obok mnie wzięła Damianka na ręce, a Krzysiek mnie przytulił. Na hali zrobiło się tak cicho, że można było usłyszeć szepty z drugiego końca. Dopiero teraz zauważyłam, że zawodnicy naszej drużyny i drużyny Argentyny mieli na ramionach czarne opaski.

- Dziękuję – powiedział i oddał mikrofon w ręce Marka.

                Po chwili poleciały pierwsze takty Mazurka Dąbrowskiego, a całe Podpromie odpłynęło. Po jakichś pięciu minutach, kiedy atmosfera zaczęła się trochę uspokajać, zaczęły się wywiady. Widziałam, jak Swędrowski zaczepia Piotrka.

Piotrek:

- Muszę zadać to pytanie. Cały sztab i drużyna milczy, a kibice i dziennikarze zastanawiają się co było powodem Twojej absencji na dwóch ostatnich meczach? Czyżby dopadła Cię kontuzja?
- Nie. Z moim zdrowiem wszystko w porządku. Proszę się nie martwić. Po prostu problemu rodzinne wykluczyły mnie z gry.
- Jak oceniasz grę swoich kolegów? Trzeba przyznać, że mieli ciężki orzech do zgryzienia. Wczoraj wyczerpujący mecz z Niemcami, dzisiaj z Argentyną.
- Wczorajszego meczu nie widziałem, ale obejrzę go na powtórkach, gdy będziemy analizować grę przeciwnika. Podczas dzisiejszego meczu na trybunach było chyba więcej emocji niż na boisku.
- Gratulacje i dziękuję za rozmowę.
- Dziękuję. 

_______________________________________________________
Cześć! 
Jestem. Dawno nie było mnie tu z rozdziałem. Mam nadzieję, że się podoba, a jak się nie podoba, to trudno. Musiałam zrobić to co zrobiłam, bo mam już plan na dalsze losy opowiadania. Mam nadzieję, że wypalą :)
Dziś rozdział z wielu perspektyw. Mam nadzieję, że się nie pogubicie :)

Pozdrawiam, no_princess ;**