It's Beginning To Look A Lot Like Christmas
- Wesołych Świąt! – krzyknął Piotrek wchodząc do domu.
- Dzieci! Jak miło Was widzieć!
Po przywitaniu się
ze wszystkimi zaczęliśmy przygotowywać wigilijną kolację. Mężczyźni zaczęli
przystrajać choinkę, a my zajęłyśmy się posiłkiem. Koło 19.00, kiedy wszystko
było już gotowe poszliśmy się przebrać.
- Madzia.. Nie mówmy im jeszcze. Ani o ślubie, ani o ciąży.
- Ok.
Ubrałam buty,
Piotrek wziął prezenty w ręce i wyszliśmy z pokoju. Wszyscy byli już w salonie
i czekali tylko na nas.
Po krótkiej
modlitwie przyszedł czas na życzenia. Od każdego słyszałam, że nie może
doczekać się naszego ślubu. Uśmiechałam się tylko i mimo wszystko dziękowałam
za życzenia.
Kolacja minęła w
świetnej atmosferze. Rodzina Piotrka cały czas wypytywała nas, jak nam się żyje
we Włoszech, jakie mamy teraz plany i tak dalej. Po skończonej kolacji
przyszedł czas na prezenty. W tym roku to najmłodsi bawili się w Mikołaja.
Rozdawanie zaczęło się od najstarszych. Najpierw dziadkowie, potem rodzice,
później my, a na końcu „Mikołaje”.
- Sandra! Mateuszku! Naprawdę?! – zaczęła krzyczeć mama.
- Tak.
- I Wy mówicie to tak spokojnie? Tomek! Będziemy dziadkami!
- Ale jak to! Tak bez ślubu? – odezwała się ciocia Piotrka.
- Właśnie dlatego nie chciałem mówić o dziecku – wyszeptał mi na ucho
Piotrek.
Reszta wieczoru minęła
szybko. Kiedy wszyscy szykowali się na pasterkę, z Piotrkiem postanowiliśmy
wybrać się do Warszawy.
- Dzieci, jest późno. Na pewno chcecie jechać? – zapytali rodzice.
- Tak mamo. Pojutrze już wracamy do Włoch, a Madzia chce jeszcze jechać
do taty.
- Uważajcie tylko na siebie. Jedźcie ostrożnie.
***
Stali całą rodziną
przy grobie. Prawie całą. Brakowało Magdy. Była oczkiem w głowie swojego taty.
Zbyszek usłyszał, jak ktoś się zbliża i mimowolnie odwrócił głowę. Mimo, że
było ciemno, od razu ją rozpoznał. Ją i Piotrka. Przytuliła się do Brata, po
czym wróciła w objęcia swojego męża. Mimo, że były święta, nie umiała spojrzeć
w twarz matce.
- Myślałam, że tylko my jesteśmy tacy inteligentni i na cmentarz
przychodzimy po pierwszej – powiedziała, zapalając znicz.
- Właśnie wracaliśmy z pasterki. Co u Was?
- W porządku. A u Ciebie?
- Też ok. Może wpadniecie na herbatę?
Spojrzała na
Piotrka. Po krótkiej wymianie spojrzeń zgodzili się. Pół godziny później
siedzieli już w salonie, w domu rodzinnym, który tak bardzo przypominał Magdzie
tatę. Ich matka dość szybko poszła spać. Doskonale wiedziała, że nie będzie
dobrym towarzyszem do rozmów, szczególnie ze swoją córką.
- Gdzie zgubiłeś Michalską?
- Miałaś rację… - odpowiedział po chwili milczenia.
- W związku z?
- Nie jesteśmy już razem. To definitywny koniec. Non stop się
kłóciliśmy. To już nie było to samo. Nie rozmawiajmy już o niej. Proszę.
- Jak chcesz.
Rozmawiali jeszcze
blisko godzinę. Magda miała wrażenie, że relacje między nią a Zbyszkiem wracają
po woli do normy. Cieszyła się z tego, bo nie licząc Piotrka, po śmierci ojca
to on stał się dla niej najważniejszy.
- Może zostaniecie na noc? Nie będziecie chyba jechać tak późno –
zaproponował atakujący.
- Dzięki stary, ale będziemy wracać. Pojutrze, w sumie to już jutro wracamy
do Włoch. Chcielibyśmy jeszcze posiedzieć w domu.
- Jak uważacie. W takim razie do zobaczenia i wesołych świąt.
- Wesołych świąt. Dobranoc – odpowiedziała dziewczyna.
Wsiedli w
samochód, po czym wyruszyli w drogę powrotną do Żyrardowa.
Magda:
Obudziłam się w
łóżku. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 11.19, po czym wstałam z łóżka i
udałam się do łazienki. Jak się później okazało, Piotrek nie spał już od
godziny. Kiedy zeszłam do salonu, śniadanie już na mnie czekało. Cała rodzina
Piotrka pojechała już do domów. Zostaliśmy tylko my, Sandra z Mateuszem i
rodzice. Gdy tylko Piotrek mnie zobaczył, od razu wstał i poprosił, żebym
poszła z nim do pokoju.
- Powiemy im teraz? O ślubie? – zapytał.
Nic nie
odpowiedziałam, tylko przytaknęłam. Założyliśmy obrączki, które przez cały czas
były schowane w pudełeczku. Zeszliśmy z powrotem do salonu, gdzie toczyła się
jakaś ciekawa rozmowa, co wywnioskowaliśmy po tym, że nasze przyjście zauważyli
dopiero, gdy usiedliśmy.
- Mamo, tato, Sandra, Mati. Chcemy Wam coś powiedzieć – zaczął Piotrek.
- Jezu! Tomek! Dwoje wnuków! – mama zaczęła skakać z radości.
- Nie! – wypaliłam.
- Nie tym razem – dodał Piotrek. – Wiem, że to, co zaraz Wam powiemy
może wydawać się trochę niedorzeczne. I wiem… my wiemy, że może Wam się to nie
spodobać. Ale klamka zapadła i nie zmienimy swojej decyzji.
- Na litość boską! Piotrek, Magda, do rzeczy.
- Pobraliśmy się.
- Prima aprilis jest w kwietniu, braciszku.
- To nie jest żart. Tydzień temu byliśmy w Polskiej Ambasadzie w
Rzymie. Tam wzięliśmy ślub – dołączyłam do rozmowy.
- Ale jak. Tak bez świadków, gości, wesela?
- Świadkowie byli. Mamo, my w tym momencie nie mamy czasu na ślub
kościelny. Ja ciągle gram. Teraz jestem we Włoszech, nie wiem, gdzie będę za
rok. Może wrócę do Polski, może zostanę tam, a może wyjadę jeszcze gdzie
indziej.
- To jest wasze życie i my to szanujemy, ale mogliście nas chociaż
poinformować wcześniej. Przyjechalibyśmy.
- Ale nie chcieliśmy, by ktokolwiek przyjeżdżał. Chodzi o to, że
chcieliśmy ten dzień spędzić tylko we dwoje. Wyszło, że we czworo, ale nie
chcieliśmy tłumu ludzi.
- Ale jak. To nie będzie kościelnego ślubu?
- Mamo, będzie. Ale jeszcze nie teraz. Może za rok, może za dwa. Nie
wiemy kiedy.
Po dobrej godzinie
postanowiliśmy wyjść na spacer.
- Już teraz wiesz, dlaczego nie chciałem im mówić przy wszystkich. Gdyby
teraz dowiedzieli się też o ciąży, pomyśleliby, że pobraliśmy się tylko ze
względu na dziecko. A przecież tak nie jest, prawda?
- Oczywiście, że nie. Piotrek? A właściwie dlaczego do przedszkola
chodziłeś w Żyrardowie, a nie Międzyborowie?
- Nie było miejsc w Międzyborowie. Tamto przedszkole było dużo mniejsze
niż to tutaj i dlatego dużo dzieci z Międzyborowa chodziło tu. Wiesz… Miasta,
jeśli mogę tak to nazwać, są przy sobie. Jedno się kończy, drugie zaczyna, więc
z dojazdem nie było problemów.
Przez dłuższy czas
szliśmy w milczeniu. Jednak nie przeszkadzało nam to. Cieszyliśmy się sobą. W
końcu pod koniec stycznia wracam do Rzeszowa.
- Piotrek, boję się. Że jak wrócę do Rzeszowa, nie poradzę sobie. Ty
będziesz w Maceracie, ja tu. My tu.
- Hej.. Poradzimy sobie. Rozumiesz? Magda, już tyle przeżyliśmy. Tym
razem też damy sobie radę – przytulił mnie. – Jesteśmy ze sobą dwa lata z małą
przerwą.
- Ty pół roku nazywasz małą przerwą? – uśmiechnęłam się.
- A nie? Mniejsza o to. Najważniejsze, że jesteśmy razem. I nic, ani
nikt nie stanie nam na przeszkodzie.
Wróciliśmy do domu
na obiad i spotkała nas miła niespodzianka. A w sumie to nawet dwie.
- Klan Żygadłów wiedział, kiedy wpaść?
- Nieee.. – zaśmiał się Łukasz. – My tylko na chwilę. Proszę, to dla
was. Wesołych świąt.
- Boże… Łukasz.. nie musiałeś.
- Musiałem.
Chwilę
posiedzieliśmy w swoim gronie, po czym Łukasz, Kacper oraz Hubert z Gośką zaczęli
szykować się do wyjścia.
- Poczekajcie! Skoro już jesteście tu wszyscy, to chcielibyśmy wam o
czymś powiedzieć.
- Będzie mały Nowakowski? Albo Nowakowska?
- Wy też? Ludzie.. Gośka to, że Wy będziecie mieć małe Żygusie, to nie
znaczy, że my też.
- Wzięliśmy ślub.
- CO?! – Gośka nie kryła zaskoczenia.
- Gratulacje.. Tylko czemu nic nie powiedzieliście? – zapytał Łukasz.
- Bo nie chcieliśmy. Bartek i jego dziewczyna byli świadkami. Nie było
nikogo prócz naszej czwórki.
- Czyli jesteś w ciąży!
- Gosia to, że wzięliśmy ślub nie oznacza, że jestem w ciąży. Ok.?
- No ale dlaczego byście się tak spieszyli?
- I kto to mówi. Po roku bycia ze sobą się pobraliście.
- Ale mieliśmy dłuższy staż bycia narzeczeństwem.
- A ja tam wam życzę świetlaną przyszłość – wtrącił się Łukasz. –
Dobra, dzieciaki. Zbieramy się. Trzeba jeszcze wrócić do Rzeszowa. Znaczy wy
musicie.
- A ty nie wracasz tato?
- Nie, Kacperku. Mam za trzy godziny samolot do Kazania. Niestety muszę
jechać.
- Ale ja nie chcę, żebyś jechał.
- To jest moja praca synku. Ja też nie chcę jechać, ale muszę.
- Ty też tak będziesz tłumaczył naszym dzieciom, że musisz jechać? –
zapytałam, kiedy goście już poszli.
- Nie. Ja będę was wszędzie zabierać.
- Podoba mi się ten pomysł – uśmiechnęłam się, po czym go pocałowałam.
___________________________________________________________________
Ok. Bez bicia przyznaję się, że trochę zawaliłam. Rozdział miał być ciut wcześniej, ale przez to, że na uczelni miałam jeszcze trochę załatwiania, to jest lekka obsuwa. Ale mam nadzieję, że wybaczycie.
Jak widzicie, Piotrek i Magda dlugo nie ukrywali swojego ślubu. Teraz nasuwa Wam się pewnie pytanie, kiedy powiedzą o kruszynce... Tego nie zdradzę, ale powiem tylko, że sobie poczekacie :D
Pozdrawiam, no_princess :*
PS. Przypominam, że od Was zależy, kiedy następny rozdział... Buziaki :)
a myślałam, ze powiedzą od razu też o ciąży :) ale każdy w sumie dobrze strzelił :D że Magda jest w ciąży :* rozdział super, już czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńA jednak nie :) Dzięki..
Usuń:*
Cieszę się, że Magda się z Zibim pogodziła;) A jak wszyscy od razu połączyli fakty;D Że skoro był ślub to musi być dziecko;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,*
:)
UsuńPozdrawiam :*
Rozdział super!!!
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
nie wiem co napisać, bo w sumie mój kom. nie będzie się różnił od pozostałych, ale naprawdę S U P E R :*
OdpowiedzUsuńMagda z Piotrkiem wszystkich zaskoczyli tym, że się pobrali :) Tylko jeszcze kilka osób o tym nie wie a w szczególności Zibi. Chciałabym zobaczyć jego minę gdy się o tym dowie oraz o tym, że zostanie wujkiem. Chciałabym zobaczyć również minę Igły jak o wszystkim się dowie.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i zapraszam na swojego bloga
OdpowiedzUsuńhttp://onedirection-emilycarter.blogspot.com
superrr uwieliam te opowiadanie. dobrze ze już powiedzieli o ślubie ale mam nadzieje e nie powiedzą o dziecku jak bd widac brzuszek hehe :D Kinga
OdpowiedzUsuń